Krytyka zasad kodeksu bushido w filmach twórców jidai-geki lat 60. XX wieku – Akira Kurosawa (2)


Kolejny film reżysera z gatunku jidai-geki wydaje się w swojej wymowie dla japońskich wojowników łagodniejszy. Czy jednak jest taki naprawdę? W Ukrytej fortecy (Kakushi toride no san akunin, 1958), bo o tym obrazie mowa, uwaga Kurosawy skierowana jest w stronę dwóch samurajów. Pierwszy z bohaterów to Rokurota Makabe (Toshiro Mifune), generał rodu Akizuki, którego zadaniem jest przeprowadzenie księżniczki Yuki (Misa Uehara) oraz złota klanu przez terytorium wroga. Jego działania skoncentrowane są na celu, a by ten cel osiągnąć, zdolny jest właściwie do wszystkiego. Skutkuje to w wielu momentach naruszeniem zasad bushido. Na wstępie podstępnie angażuje dwóch mało rozgarniętych chłopów, by pomogli mu z transportem złota. W tym celu posuwa się do niegodnego samurajowi kłamstwa. By zmylić wroga, wydaje w zastępstwie księżniczki swoja własną siostrę, skazując ją tym samym niechybnie na śmierć. Ponadto wszystkich napotkanych ludzi traktuje instrumentalnie jako środek do osiągnięcia celu. Niech nie zwiodą nas jednak pozory. Rokurota dopuszcza się tych wszystkich przewinień w jednym konkretnym celu, który niejako unieważnia niegodziwość środków podjętych do jego osiągnięcia. Tym celem jest bezwzględna służba dla przełożonego, którym w tym wypadku jest księżniczka Yuki. 
Biorąc to pod uwagę, na szczególne potępienie zasługuje instrumentalność w podejściu do drugiego człowieka, co zresztą będzie pierwszym krokiem do finalnego przeobrażenia się obrazu samuraja, które dokona się w Straży przybocznej a później w Sanjuro – samuraju znikąd. Drugi samuraj z Ukrytej fortecy przedstawiony jest przez Kurosawę w sposób bardziej negatywny. Hyoe Tadokoro (Susumu Fujita) to generał klanu Yamana. Podczas nadarzającej się okazji wyzywa Rokurote na pojedynek. Po przegranej walce, kierując się jeszcze honorem, żąda od przeciwnika, by dokończył dzieła i go zabił. Nie jest jednak w swoich działaniach konsekwentny. Gdy Rokurota odmawia wykonania wyroku zamiast samemu odebrać sobie życie i tym samym zachować honor, znosi upokarzające cięgi swojego pana, który za tę przegraną haniebnie go okalecza. Jakby tego było mało, ostatecznie Tadokoro, gdy nadarza się okazja, pomaga w ucieczce pojmanej księżniczce oraz Rokurocie.  Co więcej, ucieka wraz z nimi, samodzielnie zmieniając swojego pana. Nie dość, że postępuje niehonorowo, to występuje przeciwko swojemu suwerenowi. Dodatkowo działania Tadokoro zmuszają widza do ostrożności w stosunku do tej jego "przemiany". Skoro tak łatwo zmienił jednego pana, to dlaczego miałby tego nie zrobić ponownie? Pokazując te dwie postacie Kurosawa jest jeszcze "rozdarty". Lojalny, lecz już nie do końca honorowy Rokurota stanowi dopełnienie dbającego tylko o dobro własnych interesów Tadokoro, tym bardziej, że pomimo iż są wrogami, to równocześnie darzą się wzajemnym szacunkiem niczym przyjaciele. Obydwie postacie to inteligentni kombinatorzy, umiejący tak dopasować się do zaistniałej sytuacji, by wyjść z niej zawsze obronną ręką. Zasady bushido wybierane są przez nich tylko ze względu na swoją czasową funkcjonalność.

Straż przyboczna i Sanjuro – samuraj znikąd to etap końcowy przeobrażeń postaci samuraja w filmach Kurosawy. Bohaterem obydwu filmów jest ronin Sanjuro (Toshiro Mifune) - inteligentny, pomysłowy, odważny, ale co najważniejsze, w swoich działaniach nastawiony jedynie na manipulację prowadzącą do zarobku. Brak podległości względem suwerena jest w jego przypadku normą, która ewoluowała przeobrażając się w czysty instynkt przetrwania. Takie zachowanie nie mogło nie mieć wpływu na jego postawę etyczną. W filmie Straż przyboczna bohater, pomimo tego, iż z pewnością nie brak mu cech prawdziwego wojownika (odwaga, pogarda dla śmierci czy duma), to próżno doszukiwać się wśród nich oznak humanitaryzmu. Za nic ma życie ludzkie, traktując je jako coś z gruntu mało istotnego (poniekąd usprawiedliwieniem może być ogólna pogarda dla życia, także własnego) będącego kartą przetargową dowolnie przez siebie rozporządzaną dla osiągnięcia celu. Akty dobroci (oswobodzenie porwaną przez bandytów Nui [Yoko Tsukasa], lekcja pokory w stosunku do młodego chłopa, który niedawno wszedł na drogę przestępstwa czy w końcu uratowanie Gonjiego [Eijiro Tono]), których się dopuszcza, są li tylko echem honorowego wojownika, jakim w przeszłości mógł być. Dzięki tym przebłyskom miłosierdzia, Kurosawa pozostawia jednak nadzieję dla bohatera. Sympatyzuje z nim i pomimo wszystko chce wierzyć w możliwość jego zmiany… która następuje w kolejnym filmie reżysera opowiadającym dalsze losy bohatera czyli Sanjuro – samuraj znikąd
Po raz kolejny spotykamy znanego już dobrze samuraja i ponownie oglądamy jego wikłanie się w sytuację zastaną. Jednak to nie jest już do końca ten sam bohater. Po pierwsze nie ma w sobie (tak widocznego) bezwzględnego wyrachowania, tej "zimnej" kalkulacji sprzyjającej jego "zabawie" z antagonistami z poprzedniej Straży przybocznej. Tutaj od początku wybiera stronę, po której się opowie i trzyma się jej z godnym podziwu zaangażowaniem. Gotowy nawet, zabijać czy dać się pojmać dla sprawy i to właściwie bezinteresownie. W tym filmie nawet pieniądze nie stanowią siły napędowej dla jego działania. Poza jakąś drobną sumą na jedzenie odliczoną przez siebie na początku filmu, nie żąda i nie otrzymuje żadnej zapłaty. Można czasem odnieść wrażenie, iż znalazł "pana", któremu chciałby służyć. Po drugie i najważniejsze - w kwestii etycznej zmienia się jego podejście do przeciwnika, do drugiego człowieka, czyli humanitaryzmu. "Sanjuro zrozumie, że nie istnieją ludzie, którzy zasługują na śmierć, że życie ludzkie nie może być przedmiotem zimnych kalkulacji korzyści i strat. Wojownik uświadamia sobie, że w gruncie rzeczy był Wilkiem i uczy się współczucia. W swym antagoniście Hanbeiu dostrzega samego siebie, swojego duchowego sobowtóra". Wziąwszy powyższe pod uwagę, zauważyć należy, że ostateczny obraz wojownika, jaki przedstawia nam reżyser, nie jest aż tak odległy od kodeksowego ideału. Wyrzucony z niego zostaje "tylko" jeden imperatyw (służba wobec suwerena) a reszta zasad pozostaje w niezmienionej formie. Oczywiście droga, jaką przebywa samuraj w filmach Kurosawy od jego idealnej postaci z Siedmiu samurajów do wersji z Sanjuro – samuraj znikąd nie pozostaje niezmieniona. Tamten wojownik był pełen ideałów, za które gotowy był ponieść najwyższą cenę, Sanjuro natomiast, to cynik, który nie ma względem siebie i innych żadnych złudzeń. Umiejętnie rozgrywa własną partię szachów, swoich przeciwników traktując tylko jak pionki na planszy, niczym przeszkody do osiągnięcia zamierzonego celu.W filmie Sanjuro – samuraj znikąd powraca do niego (lub je dopiero nabywa) współczucie dla bliźniego czyniąc z niego samuraja zbliżonego do ideału ze wszech miar ludzkiego.
O ile jednak w Straży przybocznej poza głównym bohaterem w filmie nie było właściwie żadnego samuraja, tak już w Sanjuro – samuraju znikąd intryga rozgrywa się wyłącznie pomiędzy wojskową szlachtą. W ich przypadku (w odróżnieniu od głównego bohatera) "wykroczeniem" poza normy kodeksu, jest pragnienie niezasłużonej władzy, a co za tym idzie, sprzeniewierzenie się służbie suwerenowi. Kurosawa kreśli obraz wojowników (szczególnie tych zajmujących wyższe stanowiska w wojskowej hierarchii) jako tchórzliwych intrygantów, podstępnie chcących zdobyć zaszczyty. To oczywiście uderza również w sam honor samuraja, cnotę, która zepchnięta zostaje przez nich na plan dalszy. Ostrze krytyki reżysera zwrócone jest również w stronę samurajów pozytywnie przedstawionych w filmie. W sumie są honorowi, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że w swoich działaniach są zupełnie bezmyślni. Nie potrafią oceniać w sposób właściwy zaistniałych sytuacji, a to może być (bo często na to wygląda) skutkiem ślepego podążania za wyobrażoną powinnością samuraja, co najczęściej prowadziłoby do niechybnej śmierci (gdyby nie interwencja głównego bohatera). 
Wspomnieć należy również o niemal lustrzanym odbiciu głównego bohatera czyli Hanbei Muroto (Tatsuya Nakadai). Inteligentny, przebiegły, trzeźwo patrzący na rzeczywistość, całkowicie ze sobą szczery ("-Superintendent jest tym złym. - Ale on jest twoim... - Panem. Ciągnie swój do swego. Też jestem zły".) oraz honorowy (nie mogąc znieść obrazy wyzywa na pojedynek Sanjuro). Wydaje się, że różnica pomiędzy nimi znajduje się właśnie w służbie suwerenowi. Sanjuro to samotny wilk, który sam podejmie decyzję, a co za tym idzie - i działania wpływające na obraz jego jako wojownika (takim jakim on chce go widzieć). Hanbei Muroto natomiast w pewien sposób "skażony" jest podległością wobec, w tym wypadku niemoralnego, przełożonego. Znamienne jest jednak to, że działa świadomie i wcale nie oszukuje innych, a tym bardziej siebie, co do pobudek nim kierujących ("- Kikui jest bystry. Ale to mały człowiek. Jeśli uzyska kontrolę nad klanem... - Załatwimy go. – Dokładnie".). Tak jak w powiedzeniu: ryba psuje się od głowy, tak władza swoim zdegenerowaniem, "zaraża" wszystkich będących bezpośrednio w jej zasięgu.

Komentarze