Podnosząc się z kolan



Człowiek to istota, która jest się w stanie do wszystkiego przyzwyczaić.
Fiodor Dostojewski


Wyniszczona w obozie koncentracyjnym Nelly, po upokarzającej kontroli granicznej, powraca do ojczyzny – Niemiec. Jadąc nocą przez most, wjeżdża prosto w oślepiającą jasność. Nowego życia zdaje się to być symbol. Czy lepszego, bo bez wojny i nazistów? Tak prosto - niestety - nie jest.


Nelly powraca do domu, którego już nie ma. Rodzina oraz większa część przyjaciół i znajomych już nie żyje. Ci, którzy przetrwali, często noszą w sobie piętno nazizmu. Czy w takiej sytuacji można mówić o powrocie do dawnego życia? Nelly usilnie będzie się starać. Starać się będzie z całych sił, nie zważając na przytłaczającą moc faktów i prawdę, której nie sposób zaprzeczyć. Dodatkowo Nelly wraca z wojny podwójnie stratna. Po pierwsze, zatraca samą siebie. Okrucieństwa wojny niszczą jej psychikę, kiereszując ją bezpowrotnie pozostawiają widoczne ślady (apatyczne zachowanie bohaterki). Po wtóre, jakby tego było mało, z powodu otrzymanych ran, niezbędna jest rekonstrukcja twarzy Nelly. Bohaterka broni się przed nią zacięcie, chcąc zachować przynajmniej część siebie z dawnych lat. Niestety, zabieg jest nieunikniony, tak jak i jego skutki, które zmieniają ją w zupełnie nowego i, co tragiczniejsze dla niej samej, obcego człowieka.  W tej sytuacji aby zachować siebie chwyta się jedynej realnej osoby przynależącej do jej przeszłości – męża. Głucha i ślepa na siłę faktów, brnie w tę iluzję trzymając się jej kurczowo, niczym topielec ostatniej deski ratunku. Jednak w świecie okrucieństwa nie ma już uczuć, a jedynie wola przetrwania.


Fabularny punkt wyjścia nowego filmu Christiana Petzolda pt. Feniks (Phoenix, 2014), gdy się go opowiada, zdaje się, jeżeli nie śmieszny, to co najmniej groteskowy. Wzięta za obcą osobę bohaterka zostaje zaangażowana przez własnego męża do odegrania roli siebie samej w celu wyłudzenia spadku. Brzmi trochę, jak historia wyjęta z taniego romansu – intrygująca, ale nazbyt nierealna. Reżyser jednak doskonale broni się wygrywając film nutami, wśród których nie uświadczy się choćby jednego fałszywego dźwięku. Formalnie cały obraz zatopiony jest w poetyce nawiązującej do tradycji ekspresjonizmu niemieckiego. Nasycenie jaskrawymi barwami oraz kompozycja kadru robią spore wrażenie. Nie to jednak stanowi najjaśniejszy element filmu. Psychologiczna prawdziwość postaci w obliczu historii ocierającej się o groteskę, plus świetnie poprowadzona akcja sprawiają, że film autentycznie przejmuje. To, co mogło przyczynić się do jego porażki, stało się powodem bezapelacyjnego zwycięstwa. Świetnie napisany scenariusz daje możliwość aktorom do rozbudowania złożonych relacji psychologicznych odgrywanych postaci. Oszczędny w słowach operuje gestami, dosadniej oddającymi emocje targające bohaterami. By jednak takiej sztuki dokonać, potrzebni są nie lada aktorzy. Reżyser doskonale zdaje sobie z tego sprawę współpracując od lat z tym samym zespołem ludzi, na czele z rewelacyjną Niną Hoss. Jeżeli ktoś widział wcześniejsze dokonania aktorki, ten wie, czego można się po niej spodziewać, jeżeli nie, to niech szybko to uchybienie nadrobi. Ten film to spektakl jednego aktora - Niny Hoss właśnie. Nikt nie jest w stanie odebrać jej absolutnej dominacji na ekranie (jeszcze bardziej jest to widoczne we wcześniejszym filmie tego samego reżysera pt. Barbara). Przyznać się muszę, że od jakiegoś już czasu jestem tą aktorką całkowicie urzeczony.


W jednym z wywiadów reżyser mówi, że to państwo niemieckie jest symbolicznym Feniksem z tytułu. Z pewnością tak (wszak to opinia samego twórcy), ale moim zdaniem nie tylko. Czymże jest państwo jak nie ludźmi (również), czyli obywatelami, takimi jak główna bohaterka? W przypadku Nelly oczywiście, jak to w życiu bywa, nie jest to "modelowe odrodzenie" - ale kto by tego oczekiwał, od kogoś z jej bagażem doświadczeń. Bohaterka podnosi się z "martwych" etapami. Pierwszy etap, dla widza bezpośrednio niewidoczny, następuje w momencie oswobodzenia jej z obozu koncentracyjnego. Symbolem jest wspomniany wcześniej wjazd bohaterki na most z początku filmu. Kolejny kluczowy moment, to rekonstrukcja twarzy, która czyni z niej inną kobietę. Pozornie rozbija to bohaterkę, która długo nie potrafi pogodzić się z zaistniałą sytuacją. Ponownie Nelly definiuje samą siebie (starą siebie) w momencie przygotowywania się do roli, którą ma odegrać. Można napisać paradoksalnie, że odgrywanie samej siebie pozwala jej na zdefiniowanie się w "nowej skórze". Podczas tego procesu idealizuje męża, usprawiedliwiając nawet wówczas, gdy dowody jego winy są ewidentne. Cały ten proces, który następuje, jest jak gdyby przyzwyczajaniem się do sytuacji, w jakiej bohaterka musi się odnaleźć. Ptak podnosi się, powoli nabiera sił, by ostatecznie rozwinąć swoje skrzydła w scenie finałowej. Tam następuje  "otrzeźwienie", które wraz z wykonywaną piosenką odradza Nelly już ostatecznie. Bohaterka już niczego nie próbuje zatuszować, przeciwnie, uczciwie bierze na siebie odpowiedzialność za rzeczywistość, jakiej stawia czoło już w pełni swoich nowych, odrodzonych sił. Jest już na tyle mocna, by wkroczyć w ten świat, który na równi z nią powstał z martwych.

Komentarze