Dusza chłodem ziejąca






Rusza ekspedycja na Antarktydę. Celem jest zdobycie jednego z najbardziej nieosiągalnych punktów na ziemi: południowego bieguna niedostępności. Sześciu mężczyzn pokusi się na wyprawę, która zmusi ich do zmierzenia się ze swoimi największymi ograniczeniami. Ich sześciu i nic poza wszechogarniającą bielą krainy skutej wiecznym lodem - krainy, w której po pół roku trwa dzień  i noc. Trzeba zdążyć przed zmrokiem, bo ciemność w takich warunkach oznacza śmierć. Czy uda im się osiągnąć cel? Czy zdążą na czas?


Od samego początku seansu Mroźnego piekła (Nam-geuk-il-gi, reż. Pil-Sung Yim, 2005) wyczuć można dalekie, acz wyraźne, echa filmów Wernera Herzoga, z Aguirre, gniew boży (Aguirre, der Zorn Gottes, 1972) na czele. Niby tak niewiele te filmy łączy, a jakby stały obok siebie - na przeciwnych biegunach (dosłownie i w przenośni). W obu filmach bohaterowie "walczą" z nieubłaganą naturą: u Herzoga z gorącym klimatem dżungli w Peru, w filmie koreańskim, z surowymi warunkami Antarktydy.


Największe podobieństwo jednak leży po stronie przywódców wyprawy. W obu filmach mamy do czynienia z osobami owładniętymi żądzą zdobycia wyznaczonego celu, żądzą, która przejmuje nad nimi kontrolę, prowadzi ich. Koreański twórca, gdzie indziej umieszcza akcenty związane z przyczyną tej szalonej pogoni za nieosiągalnym. Kapitan Do-hyeong Choi (Kang-ho Song) poprzez tą wyprawę szuka dla siebie ocalenia, zadośćuczynienia za grzechy uczynione w przeszłości (śmierć syna). Osiągnięcie celu ma służyć odkupieniu jego win. Jednak zadośćuczynienie zamierzchłej krzywdy sprowadza na bohatera kolejne przewinienia. Nie zważając na żadne granice, prze on jednak do przodu, "taranując" na swojej drodze wszelkie przeciwności, od bezwzględnej natury zaczynając, na ludziach kończąc. Biegun owładnął go całkowicie zabierając resztkę zdrowego rozsądku.


Pozostali członkowie ekspedycji zmuszeni są ponosić konsekwencje "szaleństwa" ich kapitana. Nie potrafią i nie mogą mu się przeciwstawić. Jego determinizm odbija się również na nich, zaraża ich. Poddają się jego woli niczym "synowie swojemu ojcu". Droga ku zatraceniu zawsze kończy się w jeden sposób… Po wszystkim nastąpi otrzeźwienie, które przywróci zdrowy rozsądek. Biegun "przemówi" i zażąda co jego. Takiej sile się nie odmawia. Może teraz, w końcu, bohater odnajdzie tak bardzo upragnione ukojenie?
 


Zawiedzie się srogo widz, który w Mroźnym piekle doszukiwał się będzie dramatu przyrodniczego – obrazu ukazującego trudy człowieka walczącego z przeciwnościami przyrody (w tym przypadku Antarktydy). Reżyser obiera inny kierunek. W filmie, to człowiek stanowi największe zagrożenie dla siebie i innych (podobnie zresztą jak u Herzoga). Reżyser penetruje najbardziej odległe zakątki duszy ludzkiej, stara się przeniknąć ją, zrozumieć. W tym kontekście mroźna natura może tutaj stanowić symboliczny opis wnętrza kapitana: niedostępnego, dzikiego, ekstremalnego, brutalnego.


Z drugiej strony, biegun przedstawiony jest jak demon, który opętuje podróżników. W tym celu reżyser sięga po elementy kina grozy (do którego powróci w następnym swoim filmie) wykorzystując je do stworzenia wizji świata, w którym "coś" niesamowitego (by nie napisać mrocznego) wpływa na postępowanie bohaterów. To właśnie ten element "niesamowitości" najbardziej odróżnia film koreański, od dzieła twórcy Fitzcarraldo (1982) i pomimo, iż pozycja arcydzieła Aguirre nie zostaje zachwiana, Mroźne piekło stanowi dobry przykład wykorzystania elementów kina gatunkowego w służbie oryginalnej wizji autorskiej.

Komentarze