Nienawistna czwórka – lipiec






Tuż przed świtem (Just Before Dawn) /1981) – reż. Jeff Lieberman

Bardzo podoba mi się w tym filmie zakończenie. Kobieta zyskuje status "przewodnika stada", podczas ewidentnej i nieprzypadkowej niemocy mężczyzny. Wyprawa do leśnej głuszy, która stanowi podstawę fabularną filmu, krystalizuje osobowość bohaterów. Pewny siebie i swojego statusu mężczyzna zostaje poniżony, a obawiająca się wszystkiego kobieta (często z racji przyjętej roli społecznej), odkrywa w sobie pokłady odwagi.


Znamienne jest, że bohaterka w ostatecznym starciu z przeciwnikiem, nie szuka oparcia w mężczyźnie, bo wie, że nie może na niego liczyć (feministki pieją z zachwytu;). Ten odcięty od cywilizacji skrawek dzikiego świata odsłania pierwotne instynkty człowieka. Pomimo pewnych uproszczeń psychologicznych (przemiana głównej bohaterki), Tuż przed świtem, to całkiem zgrabnie opowiedziany survival horror z "odmieńcami" w roli psychopatów.
Ocena 7/10





Biała dziewczyna (White Girl) /2016/ - reż. Elizabeth Wood

Tego, czego z całą pewnością filmowi odmówić nie można, to intensywność. Widz czuje się jakby był w samym środku bagna, które główna bohaterka nazywa swoim życiem. Niestety, poza dusznym i przytłaczającym klimatem, film nie ma zbyt wiele do zaoferowania. Historia realistyczna ale w żadnym względzie nie oryginalna. Tytułowa White Girl, jako antybohaterka, której zachowanie w dużej mierze odpowiada za sytuacje których jesteśmy świadkami. Hymn na temat niesprawiedliwości pośród ogólnego zepsucia, wydaje się być przesadzony, bo nazbyt intensywny. Przez cały seans nie opuszczało mnie wrażenie banalności. Niby wszystko jest na swoim miejscu ale jakieś takie wtórne.


Natomiast, zdecydowanym atutem filmu jest sama główna bohaterka. Aktorka bardzo przekonująco kreuje postać, która pod maską delikatnej, na pierwszy rzut oka nieporadnej i niewinnej dziewczyneczki z dobrego domu, kryje wyuzdanie, hedonistyczne podejście do życia, narkomanie oraz brak samokontroli i jakiegokolwiek odpowiedzialności za własne czyny. Leah (Morgan Saylor), to taki modelowy zepsuty bachor, który korzysta ze swojej powierzchowności, by cokolwiek nie zrobić, zawsze spaść na cztery łapy. Film nie jest zły, ale brakuje mu ognia i siły, które powinny cechować debiut.
Ocena 6/10





Powrót ślepej śmierci (El ataque de los muertos sin ojos) /1973/ - reż. Amando de Ossorio

Pierwsza część cyklu o ślepych zombie broniła się trzema atutami: 1) bardzo dobrze zrealizowaną pierwszą sceną zabójstwa dokonaną przez templariuszy, 2) pomysłem na zombie jeżdżących końmi, oraz 3) atrakcyjną bohaterką (która, niestety staje się pierwszą ofiarą zombie). Łudziłem się, że reżyser, i zarazem scenarzysta, poprawi się w drugie odsłonie serii. Na próżno. Powrót ślepej śmierci nie stanowi progresu, i jest bardziej regresem opowieści o przeklętych templariuszach. Ma się wrażenie, że twórca uznał, że skoro z pierwszą częścią się udało, to dlaczego by nie spróbować tego powtórzyć? Problem polega na tym, że koncentruje się jedynie na odtwórczych powtórzeniach nie oferując nic ponadto.


Powoduje to u odbiorcy dziwne wrażenie Deja vu, tak jak w pierwszej scenie zabójstwa, w której bohaterka postępuje identycznie jak jej odpowiedniczka z części pierwszej serii (wyskakuje przez okno, wsiada na konia i ucieka). Niestety brakuje tej scenie klimatu, no i urodziwej aktorki. Reszta filmu, to już tylko większe, lub mniejsze idiotyzmy scenariuszowe niewsparte nawet przez cień napięcia wynikającego z zaistniałej sytuacji. Trzecia część sagi rozgrywa się podobno na statku. Całkiem dobry pomysł. Ciekawe mnie tylko jak bardzo reżyser i to będzie w stanie zepsuć;)
Ocena 3/10





Wonder Woman /2017/ - reż. Patty Jenkins

Główną zaletę filmu stanowi Gal Gadot, czyli tytułowa Wonder Woman. Zadziwia to tym bardziej ponieważ jej gościnny występ w Batman v Superman: Świt sprawiedliwości (Batman v Superman: Dawn of Justice, 2016, reż. Zack Snyder) aktorsko był raczej średni. W swoim filmie bohaterka kradnie całe show i to jej charyzmie właśnie należy przypisać udany seans. Niestety poza bohaterką i jej "heroicznymi" wyczynami nie ma się nad czym specjalnie zachwycać. Prościusieńka historia, która na kartach komiksu spisuje się znośnie, w zetknięciu z dużym ekranem odsłania swój prymitywizm i denerwującą płaskość. Zack Snyder powinien pisać scenariusze do komiksów, bo jego uwielbienie do rozbuchanego patosu tylko tam znalazłyby odpowiednie ograniczające go ramy (zamykające się w obrębie jednej strony).


Wielu rzeczy muszą się jeszcze twórcy filmowi z DC Comics nauczyć od swoich kolegów z konkurencyjnego MARVEL’a. Dochodzimy w tym miejscu, w pewnym stopniu, do meritum sprawy: okraszanie opowiadanej historii "mrokiem" na nic się zda, gdy kłócą się z tym szczegóły fabularne. Zupełnie twórcy mogli odpuścić sobie pobudki dla których główna bohaterka postanowiła jednak, pomimo wszystko, poświęcić się dla obrony ludności. Lakoniczne (bo nic nie znaczące) motto: "walczę dla miłości" brzmiałoby wiarygodniej w ustach gogusiowatego kosmity, takiego jak Superman, niżeli amazonki hołdującej prawom boskim. Duży zawód.
Ocena 5/10

Komentarze