Nienawistna czwórka – sierpień






Zjedzeni żywcem (Eaten Alive) /1977/ - reż.Tobe Hooper

W 1974r. Tobe Hooper nakręcił kultowy już dzisiaj film: Teksańska masakra piłą mechaniczną (The Texas Chain Saw Massacre). Początkowa, drapieżna i duszna atmosfera filmu przemieniona zostaje w festiwal szalonej przemocy (w przeważającej części wyobrażonej), której uwieńczeniem jest finałowy taniec Leatherface’a z tytułową piłą mechaniczną. Trzy lata później powstają Zjedzeni żywcem, film który udanie kontynuuje ten szalony taniec psychola. Drugi film w karierze reżysera nie jest bezpośrednią kontynuacją opowieści o Skórzanej Twarzy, ale ma się wrażenie, że Hooper wszystko czego nie zdążył umieścić w historii z Teksasu, wypluwa z siebie w tym filmie, serwując widzom wyjątkowo intensywny obraz nieokiełznanej przemocy.


Mnogość zdarzeń zmusza reżysera do rezygnacji z mocno przytłaczającego klimatu na rzecz szalonej groteski. Zjedzeni żywcem odwołują się w warstwie formalnej do kina exploitation. Na ekranie, tak wiele i tak szybko się dzieje, że ciężko o jakiekolwiek wytchnienie. Trochę szkoda, bo można byłoby trochę więcej czasu poświęcić na zagłębienie się w psychikę bohaterów (przykładowo, w fajną, a niewykorzystaną postać psychotycznego ojca rodzinki). Ponownie natomiast (jak to było w części pierwszej) udała się sztuczka z niedookreślonym głównym bohaterem filmu. Nie jesteśmy pewni (przynajmniej przez większość seansu), który z bohaterów dożyje do finału. Dzięki temu zabiegowi widz jeszcze mocniej ściśnięty zostaje za gardło nieprzewidzianej przemocy. Pięknie szalony film.
Ocena 7/10 (i oczywiście film trafia do grona moich ulubionych)





Teksańska masakra piłą mechaniczną 2 (The Texas Chainsaw Massacre 2)/1986/ - reż.   
Tobe Hooper

Wspomniani powyżej Zjedzeni żywcem byli ideologiczną kontynuacja Teksańskiej masakry piłą mechaniczną z 1974 roku. Na jej prawdziwy sequel reżyser zdecydował się jednak dopiero w drugiej połowie lat 80. Decyzja zupełnie chybiona, bo z oryginalnego pomysłu nie pozostaje już nic, może poza niewielkimi skrawkami koncepcyjnymi, które w żadnym stopniu nie powinny przemienić się w obraz filmowy. Druga odsłona Teksańskiej masakry zrobiona jest w duchu Zjedzonych żywcem jednak tak formalnie, jak i tematycznie mocno rozczarowuje.


Tworząc pierwszą Teksańską masakrę reżyser wyposażył swój obraz w elementy, które zadecydowały o jego sukcesie. Jednym z nich była  niesamowicie drapieżna i zarazem duszna atmosfera pozaludzkiego zagrożenia. Od początku widz przewidywał, że losy bohaterów zostały już dawno przesądzone, a wypadki których doświadczają są jedynie tego smutnym potwierdzeniem. Ta beznadziejność przytłaczała widza, wywołując dające się we znaki przygnębienie. W nowej odsłonie przygód chorej rodzinki ludojadów, po rzeczonym klimacie nie ostało się nawet wspomnienie. Reżyser idzie w stronę ironii wyrażonej za pomocą groteski z jawnie przebijającymi się elementami autoparodii. Podobnie było we wspomnianych już Zjedzonych żywcem, ale tam owe elementy umiejętnie korespondowały z "pędzącymi na złamanie karku" wydarzeniami.
 

Nową odsłonę serii wydaje się jakby Hooper kręcił trochę na siłę. Całkowicie chybionym pomysłem było wprowadzenie postaci Porucznika "Lefty" Enrighta granej przez Dennisa Hoppera. Bardzo lubię tego aktora, ale jako mściciel, a zarazem wysłannik boga zwalczający "ogień ogniem" (piłami mechanicznymi), wypada już nawet nie groteskowo, a żałośnie (sceny burzenia kryjówki rodziny). Generalnie, cały scenariusz mocno kuleje. Dużym błędem, który popełnił reżyser, było oddarcie bohaterów z aury tajemniczości i zrobienie z nich bandy klaunów. Natomiast to, co zostało zrobione z Leatherface’em to już woła o pomstę do nieba. Z milczącego, psychopatycznego, brutalnego olbrzyma zrobiono idiotę biegającego dla zabawy z piłą mechaniczną  (o jego słabości do głównej bohaterki nie wspomnę). Na pocieszenie wypada napisać że w filmie, na szczęście, ostało się całkiem sporo nieograniczonego szaleństwa, zaczerpniętego z pierwowzoru. Chyba tylko dzięki temu film jest znośny. Ogólnie -  zmarnowany potencjał.
Ocena 5/10 





Teksańska masakra piłą mechaniczną 3 (Leatherface: Texas Chainsaw Massacre III) /1990/ - reż. Jeff Burr

Dwie poprzednie części serii o Skórzanej Twarzy (jeżeli nawet drugiej nie można uznać za udaną) cechowała specyficzna atmosfera szaleństwa. Wiązało się to po części z podjętym tematem, stworzonym klimatem, ale chyba przede wszystkim z podejścia reżysera do przedstawianej historii. Tam istotne były drobne szczegóły inscenizacyjne poszczególnych scen (przeciągająca się w nieskończoność scena błąkania się jednego z bohaterów po pokoju pełnym brudu, piór i kości – nie tylko kurzych, zakończona spektakularnym uderzeniem młota, najsugestywniejsza w historii kina, scen nabijania na hak, czy scena kolacji z szaloną rodzinką).


To wszystko razem, w oczach widzów, układało się w obraz na wskroś chory - żeby przytoczyć opinię jednego z moich znajomych. Trzecia część przygód psychopatycznej rodzinki wydaje się być filmem poprawnym, ba, nawet dobrym, ale trochę nazbyt "ugrzecznionym". Wszystkie elementy horroru powracają na swoje miejsce zastępując humorystyczny wydźwięk poprzedniej części. Mamy tutaj wartką akcję przeplataną mocniejszymi lub, częściej, słabszymi elementami gore. Ogólnie film może się podobać, ale ja osobiście miałem spory niedosyt. Twórcy pozbyli się wszelkich oznak, tak ulubionego przeze mnie szaleństwa, na rzecz elementów z klasycznego młodzieżowego slashera. Z tego powodu trzecia część Teksańskiej masakry podzieli losy większości średnich slasherów i najpewniej popadnie w zasłużone zapomnienie w odmętach mojej (nie)pamięci.
Ocena 6/10




Teksańska masakra piłą mechaniczną: Następne pokolenie (The Return of the Texas Chainsaw Massacre) /1994/ – reż. Kim Henkel

Cóż to za pokraczne dzieło jest! Wszystko w nim szwankuje. Głupkowata historia, dziurawy i w wielu momentach idiotyczny scenariusz (jakim cudem, dziewczynie nabitej na hak, udało się z niego zejść i uciec niezauważonej?), do tego dodajmy nadekspresyjne aktorstwo i mamy przepis na gniota perfekcyjnego. Jednak coś w tym wszystkim zgrzyta i nie chce się dopasować do tak spektakularnej porażki. Najgorszą rekomendacją dla filmu, w moim mniemaniu, jest sytuacja, w której w połowie seansu orientujemy się, że my ten film już przecież oglądaliśmy. Najzwyczajniej nic nam z niego  nie pozostało w pamięci.


Taki w sumie może nie najgorszy, ale również nic specjalnego - nijaki, letni, typowy przeciętniak. Następnemu pokoleniu Teksańskiej masakry piłą mechaniczną, taka sytuacja z pewnością nie grozi. Pomimo tak dużego natłoku wad film posiadł zaletę, od której, formalnie lepsza, poprzednia odsłona serii była wolna. Mówię tutaj o owym pierwiastku szaleństwa, nieprzewidywalności, surowości i specyficznego odjechania, który jest tutaj obecny sprawiając, że film emocjonuje. Nie zmienia to, ma się rozumieć, faktu, że film jest kuriozalnie słaby. Pomimo to jednak bawiłem się na nim lepiej niż na poprzedniej części i to ona z pewnością zostanie dłużej w mojej pamięci.
Ocena 5/10 (obiektywnie dałem niższą ocenę niż poprzedniczce, ale subiektywnie powinno być wyżej)

Komentarze