Włoska perła




W morzu przeciętnych i kiepskich giallo lat 70. Torso (reż. Sergio Martino, 1973) wyróżnia się,nie poprzez bezkompromisowość w ukazywaniu przemocy czy erotyki, ale poprzez rozwiązania inscenizacyjne przypisane ściśle temu gatunkowi. Początek filmu nie zwiastuje niczego dobrego. Chaotyczne sceny ze studentami przeplatane są wstawkami rozwiązłości erotycznej lat 70. Pomiędzy tym wszystkim pojawia się morderca, który rozpoczyna krwawe żniwa. Fabuła filmu jest całkowicie pretekstowa i to jest właśnie w niej piękne. Nikt tutaj na siłę nie próbuje komplikować czegoś, co z założenia ma być nieskomplikowane. Jest grupa bohaterek, na które ktoś zaczyna polować, jest sztuczna panika, która spełnia rolę przyczyny ich wyjazdu do oddalonej od miasta, opuszczonej posesji (sic!) i jest beztroska zabawa dziewcząt wśród ogólnego zainteresowania miejscowej ludności. Prostota w formie czystej. Dodatkowo, braki fabularne dopełniane są groteskowo śmiesznymi dialogami, ale wszystko to pasuje, ku mojemu zaskoczeniu, do - cokolwiek pokracznych ale jednak - ram przyjętej konwencji.


Nie o fabułę w takich filmach jednak chodzi. Ma być krwawo, brutalnie, pomysłowo, nieprzewidywalnie i ze szczyptą nagości. Torso spełnia wszystkie te wymienione warunki wręcz modelowo. Scena morderstwa na bagnach, do której nawiązuje plakat filmowy, winduje opowieść włoskiego twórcy do poziomu najlepszych dzieł tego gatunku. Klimatyczny i upiorny charakter otoczenia współgra w niej z sytuacją i odczuciami bohaterki, znajdującej się pod wpływem środków odurzających. Mocna ale i zarazem bardzo stylowa scena. Od niej seans Torso staje się naprawdę przyjemny.


O wyjątkowości filmu świadczy jednak inna scena. Cztery bohaterki przebywają w błogiej nieświadomości istniejącego zagrożenia, na terenie wiejskiej posiadłości. W pewnym momencie słychać pukanie do drzwi. Jedna z dziewcząt idzie otworzyć i kogo widzi? Tak, mordercę! Rewelacyjny zabieg inscenizacyjny. Od tego momentu film przeobraża się w rasowe homeinvasion. Ale nie w "jakieś tam" kolejne homeinvasion, tylko jedno z najlepszych, jakie dane mi było oglądać. To, w jaki sposób reżyser rozgrywa tę scenę, poprzez przemyślane ujęcia wewnątrz domu, sposób postępowania, tak ofiary jak i oprawcy, kontrastują jedynie z mało przekonującymi scenami przemocy, co jednak, zważywszy na gatunek i wszechobecne braki budżetowe, można filmowi w zupełności wybaczyć. Ponadto zadziwiającą świeżość da się zauważyć w sposobie ukazania wszystkich morderstw, jak również w ostatecznej potyczce z oprawcą (która przybiera lekko groteskowy charakter, poprzez wprowadzenie elementów  kina "kopanego"). Słowa uznania należą się również twórcom za skuteczne ukrycie przed widzem głównej bohaterki dramatu – z tego powodu początkowo boimy się i jesteśmy zaskoczeni każdym kolejnym morderstwem.


Sergio Martino filmem Torso potwierdza znaną od dawna oczywistość, że do zrobienia dobrego horroru nie potrzeba wcale skomplikowanej historii. Należy skupić się na szczegółach definiujących gatunek, tchnąć w nie odrobinę świeżości i groteskowego szaleństwa, a dadzą one przyjemność i wielką frajdę wszystkim oczekującym tego widzom.

Komentarze