W potrzasku




Debiutancki film Levan Bakhia 247°F (2011) był treningiem formalnym przed czymś poważniejszym. Kręcąc go reżyser przećwiczył sytuację, w której niewielka grupa (trzy-cztery osoby) funkcjonuje w warunkach izolacji przestrzennej. Test przeszedł pomyślnie więc wykorzystując przećwiczony schemat, zabrał się za rzecz o wiele poważniejszą. Jego nowy film Nagmi (znany szerzej pod nazwą Landmine Goes Click, 2014), to swoista wariacja na temat thrillera z podgatunku rape and revenge i kina zemsty.


W warstwie fabularnej mamy do czynienia ze spotykanym często schematem w obrębie którego amerykańscy turyści pałętają się po pustkowiach starego kontynentu. W pewnym momencie jeden z bohaterów następuje na minę lądową. Nie jest w stanie nic zrobić - znalazł się w swoistej pułapce. To wydarzenie wyłącza go (unieruchamia) z funkcjonowania w środowisku zewnętrznym. Cały ciężar działania zmuszona jest wziąć na swoje barki jego młoda koleżanka, próbująca desperacko mu pomóc. Czy w takiej sytuacji można jednak coś sensownego zrobić? Sami, pośrodku pustkowia, bez zasięgu telefonicznego, ogarnięci coraz to większą paniką? Po pewnym czasie na dwoje nieszczęśników przypadkowo natyka się jeden z miejscowych autochtonów. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że do bohaterów uśmiechnęło się szczęście. Czy aby jednak na pewno? W bardzo krótkim czasie okazuje się, że przybysz ma względem młodych Amerykanów własne plany, niekoniecznie związane z ratunkiem.


Opowiedziana przez Levan Bakhia historia mocno angażuje widza poprzez umiejętne zmuszenie go do utożsamienia się z bohaterami. Duży udział w tym ma bardzo dobrze nakreślona charakterystyka głównych postaci dramatu. Została ona tak skonstruowana, by z jednej strony im szczerze współczuć (sytuacji, w której się znaleźli), z drugiej strony jednak wyposażyć ich w takie niedoskonałości charakteru (zdrada uczuciowa najbliższych), pod którymi mogłaby się podpisać większość widzów. Całym sercem jesteśmy po ich stronie do tego stopnia, że ich osobista krzywda prawie nas boli. Oczywiście nie wolno zapominać o ich adwersarzu, który tak swoją postać poprowadził, by widzowie nie mieli żadnych wątpliwości, kto w przedstawionej sytuacji jest tym złym.


Przez cały seans film zdaje się być poprawny, niczym się niewyróżniający, jednak w ostatnim akcie nabiera głębszego i całkiem  niebanalnego sensu. Reżyser skupia się na dramacie rozgrywającym się w obrębie swoistej mikroprzestrzeni społecznej. We wspomnianym już 247°F, to pomieszczenie więziło bohaterów, w Nagmi bohaterowie działają, co prawda, na otwartej przestrzeni, jednak, poprzez warunki, które zostały im narzucone, duszniej jest niż w saunie z debiutu. Również podejmowana problematyka jest bardziej złożona. Reżyser tym razem mierzy się z fundamentalnym pytaniem o naturę zła, o jego zaraźliwość i powszechność, którą zauważyć można bez względu na narodowość czy pochodzenie. Na szczęście dla filmu nie poprzestaje on na typowym schemacie zbrodni i kary, tylko poszerza jego zakres o kolejny element nie pozwalając sobie na jednoznaczność i pozostawiając widza z niepokojem w sercu. W tego rodzaju filmach, to bardzo dużo.

Komentarze