Czy aby na pewno śmiech to zdrowie?





Geneza najbardziej znanego przeciwnika Batmana, ale ukazana bez Batmana? Joaquin Phoenix w roli Jokera? Tyle oczekiwań, tyleż nadziei i co? Było o wiele lepiej niż się spodziewałem. Zdecydowanie na dobre wyszło filmowi, że ocenia się go przez pryzmat filmów o superbohaterach. Obcisłe trykoty, masa humoru, nieustanna akcja, bijatyki, fajerwerki oraz psychologia postaci na poziomie szkoły podstawowej, to z pewnością nie to, czego widz może doświadczyć oglądając nową produkcję Todda Phillipsa pt. Joker (2019). Depresyjna atmosfera filmu w niczym nie przypomina mroku Nolanowskiej trylogii o Człowieku Nietoperzu (Batman Begins, 2005, The Dark Knight, 2008 i The Dark Knight Rises, 2012). Tu nie jest "niesamowicie" mroczno, tylko po prostu przygnębiająco ciemno(przynajmniej na początku seansu). Jednych to będzie cieszyć (np. mnie) innych martwić, ale jedno jest pewne: będzie inaczej niż dotychczas bywało.


U Phillipsa Joker, to zwyczajny człowiek z problemami osobistymi, które zaczynają go przygniatać. Nie widząc znikąd pomocy postanawia się "postawić" systemowi. Na razie tylko jeden raz, tak doraźnie (w metrze) i tylko po to, by inni zrozumieli. Co jednak, gdy to nie wystarczy? Co, gdy pojedynczy "krzyk" zagłuszony zostanie przez "buczenie" rzeszy ignorantów. Może trzeba zastukać do innych drzwi, poszukać gdzie indziej? Może. Ale co jeżeli i inne drzwi pozostaną zamknięte i znikąd nie doświadczy się nawet zrozumienia (bo o pomocy nie ma nawet co marzyć)? Wtedy zacznie dawać o sobie znać on... Komediant, który śmieje się śmiechem choroby, ale nie własnej (skutkiem której jest niekontrolowany atak śmiechu), tylko tej ogólnoludzkiej, społeczeństwa, które zapomniało o tym, by choć trochę być i zatraciło się w bardzo dużo mieć. Z tego rozprzestrzeniającego się śmietnika ludzkości wyłania się on, samozwańczy błazen, przez nikogo nie rozumiany dowcipniś. Zrobi on ludzkości psikusa, kawał, z którego pokłada się część społeczeństwa, ta, która gardzi maluczkimi wtłaczając w ich  życie nikomu niepotrzebne rozwiązania, za jakimi kryje się najzwyklejsza ignorancja(brak empatii u pracownika socjalnego). To tych maluczkich i niewidzialnych symbolem stanie się samozwańczy prześmiewca sytemu, piewca ciągłego chaosu – Joker.


Film Todda Phillipsa to czysta poezja muzyki i gry aktorskiej. Podczas seansu nachodziło mnie nieodparte wrażenie, że mam do czynienia z musicalem, tylko bez piosenek. Arthur Fleck aka Joker niekontrolowanie się śmieje, krzyczy, ale przede wszystkim tańczy i występuje jakby ciągle był na scenie. Wszystko to w takt wszechogarniającej muzyki, która uderza, przygnębia, pobudza i pulsuje niczym krew w żyłach bohatera. Wyczucie rytmu opowieści, w który bezbłędnie wpisuje się dźwięk, stanowi jeden z kluczowych atutów nowego filmu twórcy trylogii Kac Vegas (2009 -2013).


Zapewne to truizm, ale grzechem byłoby nie wspomnieć o Joaquinie Phoeniksie. Ten film to przecież on. Cholernie trudne zadanie zostało przed nim postawione, ale twórcy doskonale wiedzieli, że jest to jeden z nielicznych współczesnych aktorów, który będzie potrafił mu sprostać. Tutaj bowiem nie chodziło jedynie o dobre zagranie tej postaci. Należało zmierzyć się z - nie będzie nadużyciem, gdy napiszę - kultową interpretacją Jokera, której dokonał Heath Ledger w Mrocznym Rycerzu. Jednak Phoenix wywiązuje się ze swojego zadania genialnie, bo potraktował swojego bohatera zupełnie inaczej. Odciął się od wcześniejszego wizerunku najbardziej znanego przeciwnika Batmana i zbudował tę postać całkowicie na nowo. Joker Ledgera to czyste szaleństwo, aspołeczny osobnik w szczytowej formie swojego obłędu. W postaci granej przez Phoenixa szaleniec dopiero się ujawnia. Obserwujemy narodziny świadomości antyspołecznej, próby jej oswojenia, aż po pełną akceptację, gdy w finałowym występie w telewizyjnym show nalega, by przedstawiono go nie z imienia i nazwiska (którymi gardzi), tylko pseudonimem. Nazwa zaczerpnięta z cynicznej uwagi skierowanej w jego kierunku zostaje przejęta i zaakceptowana jako alter ego, które ostatecznie zapanowuje nad jego aktualnym ja. Nie ma już chorowitego nieudacznika, bezrobotnego klauna, niewidzialnej dla innych jednostki. Pozostał charyzmatyczny przywódca, pewny siebie niszczyciel zastanego porządku, inteligentny socjopata z ugruntowanym antyspołecznie instynktem przetrwania. Twór współczesnych czasów, chichot cywilizacji, niszczyciel z naturalnie nieszczerym uśmiechem na ustach, czyli cały Joker. I mnie to pasuje.

Komentarze