Na tle wielu współczesnych opowieści filmowych dla dzieci seria Toy Story (1995 -) prezentuje się wyjątkowo. Nie dość, że wszystkie części trzymają wysoki poziom, to jeszcze - w odróżnieniu do większości serii filmowych - z filmu na film stają się coraz dojrzalsze, a co za tym idzie - i lepsze. Wydawało mi się, że apogeum wysokiej jakości zostało osiągnięte w trzeciej, na pierwszy rzut oka, finałowej części trylogii(?). Jakież było moje zdziwienie, gdy do moich uszu dotarła wiadomość o planowanej części czwartej. Już w głowie wydałem na twórców wyrok za bezczelny skok na kasę, bo po cóż to ruszać zamkniętą historię? Przecież nic lepszego już nie może powstać. Kolejny raz zmuszony zostałem do zrewidowania swoich wyobrażeń o granicach wyobraźni człowieka.
Jak wiemy z wcześniejszej, oscarowej trzeciej części (Toy Story 3, 2010, reż. Lee Unkrich) Andy przekazuje swoje zabawki w ręce małej Bonnie. Względna idylla kończy się wraz z pierwszym dniem przedszkola dziewczynki. Stawiający zawsze dobro dziecka na pierwszym miejscu Chudy, próbuje pomóc dziewczynce w aklimatyzacji. Grono zabawek powiększa się o oryginalną postać Sztućka. Wydaje się, że wszystko powróciło do normy jednak tylko do momentu, gdy nowy członek zabawkowej rodziny gdzieś się zawierusza (na własne życzenie). Chudy ponownie będzie musiał ratować sytuację. Na swojej drodze spotka nowe zabawki, ale również i miłość sprzed lat.
Cała seria Toy Story jest wyśmienita i to nie jedynie jako film animowany dla dzieci, ale przede wszystkim jako fabuła w ogóle. Rodzice lub osoby starsze, które zawitają na seans bawić się będą doskonale nie tylko z powodu nieprzeciętnego humoru. Siłą opowieści o Chudym jest ogromny ładunek emocjonalny wsparty realistycznym rysem psychologicznym postaci. Bo o czym innym jak nie o dojrzewaniu jest najnowsza czwarta część Toy Story (Toy Story 4, 2019, reż. Josh Cooley). Chudy, pomimo oporów, zaczyna dorastać do myśli, że każda zabawka musi w końcu zniknąć, odejść, być zgubiona lub zniszczona. Tak jak Andy dorósł i wyjechał do szkoły, tak samo i Chudy musi pogodzić się z przemijalnością własnego losu. Pytaniem otwartym pozostaje: kiedy i jak to nastąpi? Czy czekać aż zostanie upokorzony, wyrzucony do śmieci lub zniszczony czy może próbować samemu zejść ze sceny niepokonanym? Nieocenioną pomocą w podjęciu decyzji okaże się "przyjaciółka" z przeszłości. W taki oto sposób "zwykła" historia o zabawkach nabiera głębszego znaczenia zgłębiając problemy dorastania, ale przede wszystkim i przemijania w ogóle. Lekkość z jaką jest to opowiedziane budzi głęboki szacunek do twórców, którzy w tak bardzo nastawionej na rozrywkę formule potrafili przemycić niebagatelne i trudne treści.
Pomimo, że jest to czwarta część, nie brakuje w niej świeżości, szczególnie w zakresie nietuzinkowych pomysłów i to zarówno jeżeli chodzi o nowych bohaterów (Sztuciek, para złączonych ze sobą miśków), ale również rozwiązań fabularnych (w tej części nie ma postaci negatywnej). Najważniejsze jednak, że twórcy, nie ślizgają się po temacie, tylko zagłębiają w niego, budując spójną historię, która wpasowuje się idealnie z poprzednimi trzema częściami. Dodajmy do tego szereg nawiązań filmowych do serii Anabelle i Child's Play na czele i mamy produkt bliski ideałowi.
Twórcy najnowszych przygód Chudego, Buzza i spółki dokonują rzeczy na pierwszy rzut oka niemożliwej. Po raz kolejny przebijają jakościowo poprzedniczkę, a najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że wcale nie mamy pewności, czy to ostatnia część przygód zabawek. Po tym, co zobaczyłem, nie pokuszę się o takie stwierdzenie i co więcej, widząc tendencję zwyżkową całej serii, z niecierpliwości będę oczekiwał na jej kontynuację. Już dzisiaj mogę stwierdzić, że Toy Story 4 to jedna z najlepszych premier filmowych jakie dane mi było zobaczyć w tym roku. Chciałoby się oglądać takie bajki o wiele częściej.
Komentarze
Prześlij komentarz