Yeo-rae Hwang (Hanee Lee) jest pop kulturową gwiazdą. Modeling, reklama, muzyka i film, w tym sprawdza się wyśmienicie. Wszystko to oczywiście robione z przeznaczeniem dla mas. Dużo blichtru, fajerwerków i wyrazistej osobowości, za to mało, lub wcale, talentu. Nie brak bohaterce oczywiście rzeszy bezwarunkowo kochających ją i oddanych fanów. Tak prezentują się współczesne gwiazdy i to nie tylko w Korei. Będąc u szczytu swojej popularności Yeo-rae wyjeżdża na odległą wyspę, gdzie złapana zostaje w sidła czarującego, ale i przebiegłego cwaniaka Jonathana Na (Seon-gyun Lee). Oczarowana jego nieskazitelną powierzchownością nabiera się na jego krzykliwe oszustwa - którymi notabene sama Yeo-rae wcześniej karmiła swoich fanów. Po latach, gdy powróci do Korei, przychodzi otrzeźwienie i chęć wyswobodzenia się z jarzma męskiego tyrana. Z pomocą Yeo-rae, ochoczo, przyjdzie jeden z jej najwierniejszych fanów.
Zabójczy romans to absolutnie szalony obraz, który bawi się konwencjami i schematem gatunków, wprowadzając przyjemny dyskomfort w przyzwyczajeniach widza. Co krok twórcy próbują mylić tropy i przekierowywać nas na zupełnie inne fabularne tory. Czego w tym filmie nie ma? Komedia, romans, dramat, sensacja, musical, thriller, teenage movie, a nawet kino drogi oraz film ekologiczny (że o opowieści o zemście ze strusiem w roli głównej nie wspomnę). Wszystko to dobrze spięte reżyserskim kunsztem. Won-seok Lee nie daje widzom chwili wytchnienia i non stop fundując fajerwerki dziwnych różności.
Formalnie Zabójczemu romansowi najbliżej do Barbie (2023, reż. Greta Gerwig). Podobne (jeżeli nie większe) przerysowanie w opowiadanej historii, bardzo jaskrawa kolorystyka oraz miks gatunkowy. Podobny również lekki charakter całej opowieści, tonujący powagę prezentowanych na ekranie problemów. Taka nowoczesna baśń ukazana za pomocą dostępnych we współczesnym kinie środków. Podczas seansu miałem uzasadnione (film nie odniósł komercyjnego sukcesu) obawy, czy wykorzystana groteska nie będzie zbyt duża dla współczesnego widza. Osobiście (prawie) w żadnym momencie nie czułem się nią przytłoczony (no, może nieznacznie w finale), ale nie jest to zdecydowanie norma we współczesnym kinie.
Jestem przekonany, że ogromny wpływ na jakość filmu mieli sami aktorzy. Szczególne słowa uznania skierować należy w stronę Hanee Lee i grającego jej ekranowego męża Seon-gyun Lee. Hanee Lee elektryzuje nie tylko urodą, ale przede wszystkim kunsztem aktorskim. Kamera ją uwielbia i wręcz upaja się jej osobą. Wprost nie możemy oderwać od niej wzroku. Ten film to ona. Czymże jednak byłaby niedoszła ofiara bez swojego oprawcy. Zarówno Hanee Lee jak i Seon-gyun Lee tworzą swoje postacie stosując przerysowania. Wydaje się jednak, że rola męża daje aktorowi szansę na więcej. Seon-gyun potrafi doskonale z niej skorzystać. Jest zabawny, straszny, ale również potrafi wzbudzić sympatię u widza. Szkoda, że już więcej nie zobaczymy żadnej z jego kreacji aktorskich (aktor popełnił samobójstwo).
Zabójczy romans to ciekawy przykład filmu zaangażowanego, który do osiągnięcia własnego ideologicznego celu potrafi zaprząc i podporządkować różnorodne elementy współczesnej kultury masowej. Świetnie się to ogląda, jednak twórcy przesadzili, będąc nazbyt oryginalnymi, co może odrzucić przeciętnego widza.
Komentarze
Prześlij komentarz