Jak w (znajomym) zwierciadle





Kino to zwierciadło, w którym odbijają się pragnienia, strach, obawy, uczucia i marzenia przeglądających się w nim widzów. Im  bardziej identyfikujemy się tym, co widzimy na ekranie, tym bardziej przejrzysty obraz nas samych obserwujemy. Lubimy "patrzeć" na  "samych siebie", dlatego tak ważna jest identyfikacja z bohaterami (chociażby w najmniejszym zakresie).


Pierwszy Trainspotting (1996, reż. Danny Boyle) był mi zupełnie obcy. Lata 90., problematyka uzależnienia od narkotyków oraz wchodzenia w dorosłość, nie trafiały do mojej ówczesnej wrażliwości. Może to przez styl, może przez odmienność problemów, a może przez mój młody wiek? Istotnym pozostaje, że nie poczułem jakiejś szczególnej (żadnej)więzi z bohaterami. Film wówczas mi się nie spodobał i cały czas zastanawiałem się dlaczego otrzymał status dzieła kultowego. Od tego czasu nie miałem z nim żadnej styczności. Pretekstem do jego powtórnego seansu była premiera drugiej odsłony przygód przyjaciół z Manchesteru.


Muszę przyznać, że seans po dwudziestu latach zmienił (lub lepiej napisać – zmodyfikował) do pewnego stopnia moją ówczesną opinię. Nadal nie jest to film, którego mógłbym zaliczyć do grona moich ulubionych, ale teraz bardziej rozumiem, co się mogło w nim ludziom podobać. Druga część pt: T2: Trainspotting (2017, reż. Danny Boyle) jest, pomimo wszystko i wszystkich, zupełnie inna. Wyróżniki stylu pozostały niezmienne, ale reżyser zmodyfikował ton opowiadanej historii. W pierwszej części poprzez kontakt z narkotykami opowiadana była historia o wchodzeniu w dorosłość. W drugiej, narkotyków właściwie nie ma - dwie dekady sprawiły, że zmieniło się do nich podejście i, okazuje się, że nie są już głównym problemem współczesnego świata. Nawiązuje się do nich, bo Simon (Jonny Lee Miller) i Spud (Ewen Bremner) nadal biorą, ale pokazane to jest w zupełnie inny sposób - na marginesie i mimochodem. Inne problemy przesunęły się na plan pierwszy.


Historia koncentruje się ponownie na losach Rentona (EwanMcGregor), który powraca w rodzinne strony pod pretekstem śmierci matki. Tak naprawdę jednak celem bohatera jest odzyskanie swojego dawnego życia sprzed dwudziestu lat. Renton spostrzega, że wybór, którego dokonał przed laty niczego w jego życiu nie zmienił, w żaden sposób go nie uszczęśliwił i tylko pozostawił samotnego w zupełnie obcym środowisku (Londyn). Dzięki wyjazdowi bohater wyszedł z narkotykowego nałogu, ale nie zdołała wypełnić pustki po kumplach z młodości. Co do tych "kumpli" natomiast, okazuje się, że od tamtego czasu znajdują się w dziwnym letargu, stoją w miejscu nie potrafiąc w żaden sposób ruszyć ze swoim życiem naprzód. Teraz główny bohater, przybywający jakoby z "zewnętrznego świata", odegra rolę "obcego", który przyczyni się do zmiany w ich życiu.


Reżyser rozmyślnie wprowadza do filmu uproszczenia i schematy oraz trochę banałów jednak robi to tak umiejętnie i z takim szacunkiem i sympatią dla bohaterów, że nie sposób mu to mieć za złe. Stara gwardia znanych aktorów wywiązuje się ze swoich ról wyśmienicie (czuć przyjemność z grania) sprawiając, że bohaterowie na powrót zaczynają budzić sympatię. Reżyser nie zapomina również o wpuszczeniu do krwiobiegu (filmowego) nieznacznej dawki świeżej krwi. Szczególną sympatię w tej kwestii zaskarbiła sobie u mnie Veronika (Anjela Nedyalkova), seksowna dziewczyna Simona. Wyposażona w dużą charyzmę aktorka stanowi uzupełnienie i godnie(zjawiskowo) reprezentuje na ekranie słabą płeć.


Tak jak w części pierwszej, również i tutaj, ogromną rolę pełni muzyka. I nie chodzi tylko o to, że jest doskonale dobrane, ale przede wszystkim, że nie stanowi jedynie tła dla opowiadanej historii. Funkcjonuje jako niezbywalny element obrazu sprawiając, że niektóre sceny wydają się kręcone jedynie po to, by ją odpowiednio wyeksponować.


O ile pierwsza część Trainspotting była mi zupełnie obca, sterylna, bez krzty osobistych odczuć, tak w kontynuacji "przeglądam się" niczym w lustrze mojej prywatnej garderoby. Pomimo, że jestem młodszy od bohaterów o blisko dekadę, ich dzisiejsze problemy są moimi – nawet jeżeli tylko część z nich doświadczyłem osobiście. Poza tym nowy Trainspotting to bardzo przyzwoite męskie kino jest.

Komentarze