Nienawistna czwórka – kwiecień




Szczątki (Pieces) /1982/ – reż. Juan Piquer Simon

Strasznie "śmieciowy" obraz ze zbrodnią, która w dzieciństwie ukształtowała mordercę. Prawie wszystko w tym filmie jest złe: scenariusz, dialogi, aktorstwo… wszystko. Zachowanie bohaterów jest czasem tak irracjonalne, że ciężko je nawet nazywać głupim, vide porucznik policji "zlecający" jednemu ze studentów wypatrywanie mordercy, bo on nie ma wystarczającej ilości funkcjonariuszy…(sic!), a po kampusie biega psychopata rozczłonkowujący studentki piłą mechaniczną. Głupiutki scenariusz uzupełniony jest groteskową, nie pasującą do niczego, ostatnią sceną (ale przyznać trzeba, że pomysłów twórcom nie brakuje).


Plus i, do pewnego stopnia, ukojenie dla zmysłu (wzroku) stanowi postać ślicznej funkcjonariuszki Mary Riggs (Lynda Day George). Była mistrzyni w tenisie ziemnym (w którego, oczywiście, grać nie potrafi;) zatrudniona w policji i oddelegowana do pracy w kampusie "pod przykrywką", jest w tym filmie kolejnym, do niczego nie pasującym, elementem. Jej zadaniem było bycie śliczną przynętą dla mordercy i z tej roli wywiązuję się znakomicie ("piękna" scena krzyku – Bastard!). Ponadto muszę oddać filmowi sprawiedliwość i przyznać, że kilka scen było całkiem nieźle pomyślanych (gorzej z wykonaniem): morderstwo na wodnym łóżku i całkiem udana scena początkowa, sprawiają, że seans Szczątków zagości w mojej pamięci na kilka chwil dłużej (ale nie więcej).
Ocena 4/10




Westworld /2016/ sezon 1

Problemem wysoko podniesionej poprzeczki w świecie seriali sprawia, że dobre lub nawet bardzo dobre produkcje mogą okazać się sporym rozczarowaniem. Taki los spotkał właśnie Westworld. Światowej sławy aktorzy, na czele z Anthony Hopkinsem i Edem Harrisem, westernowy klimat zmiksowany z problematyką sztucznej inteligencji, duży budżet, wszechobecna reklama, stanowiły niemalże idealny przepis na sukces.


Oglądając gotowy produkt jednak coś zgrzyta, niczym ziarenka piasku w zębach. Moim zdaniem zadziwiająco mało odkrywcze to było. Zaskakujące zwroty akcji zbytnio nie zaskakiwały, a wszystkie te wywody o humanizacji maszyn jedynie męczyły. Westworld jest nie tyle serialem złym, co nie oferującym zbyt wiele w tematyce, którą porusza, a poprzez to, dla mnie jest zbędny (no, chyba, że w kolejnych sezonach się to zmieni).
Ocena sezonu 1 - 6/10




Horror Zombich (El buque maldito) /1974/ - reż. Amando de Ossorio

Trzecia odsłona opowieści o ślepej śmierci ma bodajże najciekawszy punkt wyjścia. Po morzach błąka się z pozoru opuszczony galeon. Zbliżające się do niego statki "przenoszą się do innego wymiaru", w którym władze przejmują, nieżyjący od wieków, przeklęci templariusze. Niestety, tylko pomysł, fajny, mroczny klimat i w miarę atrakcyjne aktorki, można wpisać na krótką listę zalet filmu (można jeszcze sympatycznie tandetną scenę pożaru zabawkowego galeonu).


Niestety cała reszta elementów, które szwankowały w poprzednich częściach (scenariusz, z idiotycznym zachowaniem bohaterów, dialogi, gra aktorska, reżyseria…), nie działają i tutaj. Zastanawiam się, czy zmiana scenarzysty wpłynęłaby znacząco na jakość filmu? Ostatecznie jednak ostatnią częścią serii obejrzę i to nie tylko dlatego, by zobaczyć, jak to wszystko się zakończyło. Lubię zombie (mam nadzieję, że ponownie dosiądą koni) oraz wszelkiej maści B i C klasowe horrory, na których się wychowywałem.
Ocena 4/10




Shaolin soccer (Siu lam juk kau)/2001/ - reż. Stephen Chow

Filmy Stephena Chow cenię przede wszystkim za przebijającą się w każdym niemalże elemencie, jego miłość do kina. Zamiłowanie do komedii slapstickowych, hollywoodzkich dramatów miłosnych oraz rozrywkowego kina kung-fu prosto z Hongkongu lat 70 i 80. bije po oczach widza zabierając go na odległą wycieczkę pełną nostalgii i czaru. Pierwszy bardziej znany film reżysera jest zarazem jedną z najsłabszych jego produkcji (z tych, które widziałem), co nie oznacza, że całkowicie nieudaną. Najgorzej wypada scenariusz, który razi niekonsekwencją i dziwnymi nielogicznościami (nawet wówczas, gdy weźmiemy pod uwagę gatunek, w którym się porusza) .


Moje zastrzeżenie budzi, przede wszystkim, brak konsekwencji w pokazywaniu reguł gry w piłkę nożną. Razi to nawet takiego laika jak ja. Do kilku innych rzeczy w filmie również mógłbym się przyczepić jednak nie chcę. Obraz przekonał mnie jako całość, szczególnie za sprawą swoistej energii, w którą wyposażone jest większość początkowych filmów zdolnych artystów. Jest to świetny przyczynek do późniejszych, skończonych, dzieł reżysera na czele z jego najbardziej reprezentatywnym Kung Fu Szałem (2004).
Ocena 7/10 (trochę naciągane ale to za serce)

Komentarze