Uszczęśliwić dziecko




Od samego początku seansu O czym wiedziała Maisie (What Maisie Knew, 2012, reż. Scott McGehee, David Siegel) widz przyjmuje punkt widzenia tytułowej bohaterki. Kamera podąża za Maisie, rzadko kiedy pozostawiając ją zupełnie poza kadrem. Oko kamery to oczy bohaterki. Uczestniczymy w jej zwykłych i niezwykłych zajęciach dnia codziennego, podglądamy zarówno z rówieśnikami w przedszkolu, na placu zabaw, jak i w domu z rodzicami.


Maisie, to zwyczajne, mądre dziecko, które widzi, rozumie, a co najważniejsze, czuje więcej niżby się to dorosłym wydawało. Ze strzępków niechcąco podsłuchanych rozmów wyłania się dramat dziecka postawionego pomiędzy walczącymi o nią rodzicami. Oczy dziecka bezlitośnie odsłaniają obłudę dorosłych, których deklarowane intencje w żadnym stopniu nie pokrywają się z ich realnymi działaniami. Walczą o prawo opieki nad Maisie, ale gdy już z nią zostają, uciekają od niej, traktując niczym przerywnik swojego wypełnionego po brzegi dnia pracy. Będąc w ciągłej pogoni za samorealizacją, niezdolni są do przebicia się przez własny egoizm. Maisie nie jest ich jedyną "ofiarą". Twórcy filmu kreślą obraz ludzi "niedorosłych" do wychowywania dziecka, ale również, niedorosłych do wchodzenia w jakiekolwiek związki z drugim człowiekiem. Nie są zdolni ofiarować niczego z siebie. O czym wiedziała Maisie jest filmem pogłębiającym problem "dużych dzieci". Ludzie ci są sfrustrowani i nigdy niezadowoleni z życia, bo gonią za fantomem, ułudą wymarzonego życia nie dostrzegając, że to, co posiadają najcenniejszego, przemija tuż obok nich.


Na boku dramatu głównej bohaterki twórcy kreślą przepiękną opowieść miłosną, rodzącą się w sercach dwójki porzuconych i traktowanych przedmiotowo partnerów rodziców Maisie. To miłość do tej małej dziewczynki zbliża Lincolna (Alexander Skarsgard) i Margo (Joanna Vanderham) do siebie. Może w definicji współczesnego świata są życiowymi przegranymi (on barman w nocnym klubie, ona była opiekunka do dzieci), jednak posiedli coś, czego nie jest w stanie zapewnić nawet największy sukces zawodowy. Mają bliskość drugiego człowieka, szczere uczucie, które ma szanse stać się trwałym. Zaskakujące kreacje aktorskie uwierzytelniają ten romans dodając mu dodatkowej magii. Alexander Skarsgard łamie swoje ówczesne emploi zbudowane w serialu Czysta krew (True Blood, 2008-2014) tworząc gamoniowatą, ale bardzo ciepłą postać w ciele blondwłosego przystojniaka. Co by jednak nie napisać, prawdziwą gwiazdą błyszczącą najjaśniejszym blaskiem jest Joanna Vanderham, czyli filmowa Margo. W swojej roli jest przesympatyczna i tak bardzo różna od, tworzonych w podobnym kluczu, postaci dziecięcych opiekunek. Jestem pewny, że rozkochała w sobie większą część męskiej widowni filmu. Ważniejsze jednak, że nie uczyniła tego sama urodą (chociaż tym również), ale charakterem kobiety, dla której mężczyzna zrobiłby wszystko.  Nie wolno oczywiście zapominać o Maisie, tytułowej bohaterce obrazu. Bez jej "prawdziwej" interpretacji postaci, film nie mógłby być tym, czym jest teraz, czyli krytyką współczesnego świata oraz pochwałą dla trwałych więzi, które mogą wytworzyć się jedynie poprzez, przepełniony empatią, bezpośredni kontakt z drugim człowiekiem.


Pomimo na pozór bardzo pozytywnej końcówki, obraz Scotta McGehee i Davida Siegela na wskroś przepełniony jest gorzkim pesymizmem. Finałowy "szczęśliwy" bieg Maisie jest – niestety - jednym z ostatnich i po tych krótkich chwilach szczęścia bohaterka zmuszona będzie do powrotu na łono swojej rozbitej rodziny. Nie łudźmy się, przebłyski zrozumienia ze strony jej rodziców (deklarowana chwilowo przez ojca chęć wyjazdu z dzieckiem do Anglii, czy też "otwarcie oczu" matki po wizycie w domku na plaży) są chwilowe i tylko utwierdzają widza, bacznie przyglądającego się oczami bohaterki poprzednim ich zachowaniom, że w życiu dziewczynki nic się nie zmieni. Życie to nie film, niestety, a szkoda.

Komentarze