Seans powtórkowy: Krzyk 4 (Scream 4, 2011, reż. Wes Craven)

 

 

Piętnaście lat temu na ekrany kin wchodzi obraz, któremu wówczas nikt (lub prawie nikt) nie daje szansy na powodzenie. Pamiętam to dobrze, ponieważ były to czasy mojej szkoły średniej, a ja uwielbiałem horrory. Dzisiaj, odwrotnie, mało kto jest wstanie wyobrazić sobie ten gatunek bez filmu jakim jest Krzyk (Scream, 1996). Ojcem tego sukcesu i jego pomysłodawcą był nie kto inny jak weteran i legendarny twórca Koszmaru z ulicy Wiązów (A Nightmare on Elm Street, 1984) Wes Craven.

Pierwsza część sagi tchnęła pewien powiew świeżości w podupadłym w owym czasie gatunku. Po sukcesie komercyjnym jaki osiągnął obraz, naturalnie, niczym grzyby po deszczu, zaczęły pojawiać się różnego rodzaju klony (np. seria Koszmar minionego lata) chcące ukraść kawałek z tortu o nazwie popularność. Oczywistym jest także, iż jak na dobry komercyjny horror przystało Krzyk również nie zakończył swojej żywotności wraz z częścią pierwszą (nie pozbywa się wszakże kury znoszącej złote jajka). Po trzech odsłonach serii i jedenastu latach od pojawienia się Krzyku 3 fani mocnych wrażeń otrzymują kolejne spotkanie z nożownikiem z Woodsboro. Czy jest do czego wracać? Zdecydowanie i jak najbardziej tak! W piętnaście lat od pierwszego morderstwa w mieście pojawia się – akurat wtedy, gdy główna bohaterka zawitała z promocją własnej książki – morderca. Ulice ponownie zabarwione zostaną krwią nastolatków… Głupie? Niekoniecznie.

Wbrew pozorom, nie jest to przypadkowy, "pisany na kolanie" (tylko) dla pieniędzy projekt Cravena. Scenariusz jak na slasher, o wybijanych w pień nastolatkach, pomyślany jest całkiem nieźle. Reżyser wcale nie zdziadział i pomysłowo żongluje poszczególnymi elementami eksploatowanej konwencji. Naśmiewa się z siebie i z gatunku, który uprawia (świetne początkowe sceny "filmu w filmie"). Nie zabrakło również gorzkiej refleksji o współczesnych pustych duchowo czasach pędzących za nowinkami technicznymi oraz ulotną popularnością. Wszystko to, rzecz jasna, w pigułkowym skrócie i bez zawracania sobie głowy zbędną refleksją.

Oczywiście w tym miejscu chcę, by wszystko było jasne: to jest nadal tylko kolejny horror o zabijanych nastolatkach… Nie łudźmy się, chwilami będzie durnie i nielogicznie. Bohaterowie nadal zachowywać się będą całkowicie irracjonalnie i nie ma, rzecz jasna, żadnej nadziei na przełamanie schematu, gdyż ten film, to jest jeden wielki schemat – tak z definicji. Dobrze się go ogląda, bo nie rości sobie pretensji do bycia czymś więcej. Ma być krwawo, szybko, seksownie i tak właśnie jest. Starzy i lubiani bohaterowie powracają, ale także otrzymujemy zmianę warty i pałeczkę przejmuje młodsze pokolenie – wszakże w filmie o zarzynanych nastolatkach nie może zabraknąć "świeżej krwi" (Hayden Panettiere!).

Dopieszczony do granic możliwości swojego gatunku, Krzyk 4 nie zawodzi. Historia trzyma się kupy, miejscami zaskakując, miejscami bawiąc widza, ale najważniejsze w tym wszystkim, że dostarcza całkiem sporą porcję rozrywki. Na gruncie slasherów ostatnia część w reżyserii Cravena, to istna ekstraklasa i jednocześnie godne podsumowanie jego filmowej kariery.

Komentarze