Nowe Horyzonty w pigułce (miniaturowej;)

 

 

Biały, biały dzień (Hvítur, Hvítur Dagur) 2019 – reż. Hlynur Pálmason

Ingimundur (Ingvar Sigurðsson) traci w wypadku samochodowym żonę. Brak partnera odbiera mu cel w życiu. By zająć czymś myśli Ingimundur rozpoczyna remont domu. Nic jednak nie jest w stanie wypełnić pustki po ukochanej kobiecie. Główny bohater nie jest typem towarzyskim, stroni od ludzi w stosunku, do których zachowuje się raczej szorstko. Wyjątkiem jest jego dziewięcioletnia wnuczka, która od teraz stanie się całym jego światem. Ingimundurowi ciężko poradzić sobie ze stratą, szczególnie gdy na jaw wyjdą nieznane do tej pory fakty z życia żony. Nowe wiadomości są niczym wiadro lodowatej wody wylane na głowę bohatera. 

 Można by napisać, że Biały, biały dzień jest filmem o żałobie i o radzeniu sobie ze stratą. Poniekąd to prawda. Nowy film Hlynur Palmasona, to jednak przede wszystkim pean na cześć bezgranicznej i nigdy nie kończącej się miłości. Nowe fakty z życia małżonki wyprowadzają z równowagi bohatera, ale nie zmieniają jego uczuć do niej. Wszyscy jesteśmy ludźmi, zdaje się mówić twórca filmu, upadamy, popełniamy błędy, ale czy coś to zmienia? Ingimundur ostatecznie osiągnie spokój, poukłada własne emocje, oswoi się ze stratą osoby, która już na zawsze pozostanie całym jego światem. Biały, biały dzień, to zdecydowanie jeden z lepszych filmów, które udało mi się obejrzeć podczas festiwalu.

 ---

 

Między śmiercią a śmiercią (Səpələnmiş Ölümlər Arasında) 2020 – reż. Hilal Baydarov

Alegoryczny obraz poszukiwania uczucia, a tak naprawdę pogoni za czymś wyobrażonym, za czymś, co nigdy nie ma szansy się ziścić. Bohater szuka miłości, o którą w swoim życiu się ociera, w którąkolwiek stronę by nie skierował swoich kroków. Davud (Orkhan Iskandarli) żyje we śnie, marzy o czymś wzniosłym, ale gdy na swojej drodze napotka prawdziwe uczucie, zawsze przechodzi obok niego obojętnie. Wszystkie napotkane kobiety mogłyby się stać miłością życia głównego bohatera, gdyby zechciał to dostrzec.

Jest jak człowiek, który zna piękno krajobrazów tylko z opisów, a gdy zetknie się z nimi w rzeczywistości nie jest w stanie nawet ich zauważyć (lub jak mędrzec nauczający o rzeczach, których nigdy nie doświadczył). To smutne, bo poznajemy Davuda, zżywamy się z nim, poniekąd rozumiemy go i osobiście mu kibicujemy. Ciężko patrzy się na to jak życie prześlizguje mu się przez palce (po trosze jak każdemu z nas), a bohater traci to co najważniejsze... Wolne, sensualne, kontemplacyjne, i wcale ciekawe kino.

---

 


Shiva Baby, 2020 – reż. Emma Seligman

Podoba mi się jak twórcy za pomocą środków filmowego wyrazem próbują oddać, co dzieje się w głowie głównej bohaterki. A dzieje się dużo. Presja społeczna jest duża (szkoła, praca, chłopak, zadowolenie rodziców), a rzeczywistość zgoła inna (brak zdecydowania, zarabianie na własnym ciele, rozdwojenie uczuciowe pomiędzy kobietami a mężczyznami, duże ambicje). Wszystkie te antagonizmy skonfrontują się jednego dnia podczas żydowskiego pogrzebu krewnej. Reżyser wyśmienicie obrazuje emocje bohaterki, które raz za razem zderzane będą z tym od czego cały czas uciekała.

Ten film to taki kocioł, do którego wrzucona została butelka z benzyną. Nieuchronny wybuch jest tylko kwestią czasu. Reżyser zgrabnie balansuje pomiędzy dramatem, a komedią pozwalając tej drugiej na  wygraną. Nie od dzisiaj wiadomo, że amerykanie są mistrzami w przedstawianiu dramatów w przyjemny, iście komediowy sposób. Shiva Baby jest tego kolejnym dobrym przykładem.

---


Deerskin (Le daim) 2019 – reż. Quentin Dupieux

Opowieść o facecie i jego kurtce (a później i o całym jego ubraniu z Daniela - takiego zwierzęcia). Mam z tym filmem pewien problem. Początkowa część jest mniej zajmująca niż jego gatunkowa (thriller) druga połowa. Niestety, z bardziej zajmującą formą przychodzi trochę rozczarowująca treść. Bo o czym jest ten film? O podążaniu za marzeniem? Możliwe, ale za takim, które albo eliminuje inne marzenia lub, bardziej, nie ma dla siebie konkurencji. Jest to film o pasji i parciu do jej realizacji za wszelką cenę, hołdując zasadzie, że cel uświęca środki i o ludziach którzy z braku innych aktywności poświęcają się temu celowi bez reszty.

Nie zważając na koszt coraz bardziej w to marzenie wchodzą (zdobywanie kolejnych elementów garderoby) rozpalając w innych ten sam ogień (oczywiście tych, którzy są na to podatni). Trochę to mało odkrywcze i przez to rozczarowuje. Do pewnego stopnia rekompensuje nam to końcówka, która bezbłędnie i jednoznacznie pokazuje, iż w tym "szaleńczym" dążeniu do celu powstrzymać nas może ktoś niepozorny, ktoś kogo ośmieliliśmy się nie doceniać lub, dążąc do celu, zdeptać. Jakie to bardzo ludzkie i bodajże najbardziej przejmujące z całego filmu.


---

Bergman – Rok z życia (Bergman - Ett år, ett liv) 2018 – reż. Jane Magnusson

Osobiście mam z tym filmem problem. Z jednej strony, to całkiem niezłe wprowadzenie do twórczości i życia jednego z najbardziej znanych Szwedów. Z drugiej jednak, jest to tylko wprowadzenie i tak naprawdę w każdym prezentowanym aspekcie film ślizga się po temacie nie pogłębiając żadnego z nich. 


 Może to być wystarczające dla osób, które o reżyserze wiedzą niewiele, jednak dla bardziej obeznanych w temacie Bergman – Rok z życia potraktować można bardziej jako przedmowę do właściwego dzieła jakim było długie życie i twórczość tak płodnego twórcy filmowego.

Komentarze