Seans powtórkowy: Człowiek z kamerą filmową (Chelovek s kinoapparatom, 1929, reż. Dziga Vertov)

 

 


Nigdy nie przypuszczałbym, że spotkam się z niefabularną formą filmową, którą mógłbym nazwać arcydziełem. Co więcej, nigdy nie spodziewałbym się, że nazwę arcydziełem czarno-biały dokument, dodatkowo niemy i to z 1929r. Jest jednak szczypta prawdy w porzekadle, że wraz z doświadczeniem przychodzi i pokora. Przecież praktycznie to niemożliwe, by taki obraz się nie zestarzał… a jednak! Podczas pierwszej projekcji usta rozwierały mi się coraz to szerzej patrząc na obrazy pojawiające się przed moimi oczami (druga projekcja odbywała się podobnie, z tym, że seans już rozpocząłem z ustami szeroko otwartymi i tak mam do teraz - gdy tylko pomyślę o tym filmie:).

Podstawowa linia fabularna jest niezwykle prosta: operator filmowy – tytułowy człowiek z kamerą – zabiera narzędzie swojej pracy i rozpoczyna filmowanie. Prezentuje widzom Moskwę (ale nie tylko, bo również m.in. Kijów i Odessę) od jej godzin rannych po zmierzch. Film o niczym - mógłby ktoś zauważyć… O niczym lub o wszystkim. Chylę czoła przed wrażliwością artystyczną Wiertowa mając tym bardziej na względzie fakt, iż osobiście tego wszystkiego nie kręcił tylko montował z przysłanych mu wcześniej materiałów. W tym niewiele ponad godzinnym obrazie reżyser (montażysta) zawarł przykład wszystkiego na co było stać ówczesną kamerę filmową (i co wykorzystywane było przez współczesnych w jednej dziesiątej). Najzabawniejsze jest natomiast to, iż osiągnięcia teraźniejszej kinematografii nie mają do zaoferowania o wiele więcej (dla niewchodzącego w szczegóły widza) niż to co zaprezentował Wiertow przeszło dziewięćdziesiąt lat temu.

W oczy, a raczej uszy, rzuca się podstawowy problem kina niemego, czyli brak dźwięku. Paradoksalnie, przynajmniej w wersji, którą miałem okazję zdobyć, ten mankament filmu jest praktycznie niezauważalny. Muzyka została tak wkomponowana, iż dosłownie zlewa się z obrazem tworząc nierozerwalną całość. Połączenie ze sobą kilku gatunków od muzyki klasycznej po jazz, harmonizuje z obrazem wprost idealnie (co również świadczy o perfekcyjnym rytmie montażu). Napisy praktycznie się nie pojawiają, co skutecznie pozwala zapomnieć, że mamy do czynienia z obrazem niemym. Jednakże, co by nie napisać o muzyce jest ona tylko dopełnieniem tego, co widz ma przyjemność obserwować na ekranie. Prawdziwego pazura mamy okazję podziwiać w kwestii montażu. Reżyser bawi się możliwościami, z perfekcyjnym wyczuciem dozując oglądającym emocje atakując ich paletą różnorakich obrazów (za co był przez jemu współczesnych krytykowany np. przez Eisensteina). Widz obserwuje poranek i przygotowującą się do wyjścia z domu kobietę, widzimy pracę, wysiłek i relaks. Obserwujemy śmierć, chorobę i narodziny (niesamowicie odważne sceny nawet jak na "poluzowane" standardy dzisiejszego kina), obserwujemy budynki, pojazdy oraz inne rzeczy, których nie sposób (i nie ma potrzeby) tutaj wymieniać. Na samym końcu widzimy samych siebie - widzów w kinie, bo Człowiek z kamerą filmową, to również obraz autotematyczny, w którym to twórca odkrywa przed nami - oglądającymi - poszczególne etapy powstawania dzieła filmowego.

Wiertow korzystając z możliwości jakie oferuje nowe medium (kino) stworzył dzieło, z jednej strony szalenie malarskie, naszpikowane innowacyjnymi rozwiązaniami ówczesnej techniki filmowej, z drugiej strony, jednak udało mu się uniknąć popadnięcia w banał dzięki czemu powstał obraz ponadczasowy, taki który obrazuje jednostkowe losy ludzi jakich było wiele, jest i w dalszym ciągu będzie na ziemi. Arcydzieło!

Komentarze