Na gorąco: Nowiny ze świata (News of the World, 2020, reż. Paul Greengrass)

 


Mam pewien kłopot z filmem Paula Greengrassa. W sumie mogę napisać, że mi się podobał, ale nie może opuścić mnie nieodparte wrażenie jakiegoś zauważalnego braku. Historia w filmie przenosi nas do czasów tuż po wojnie secesyjnej w Ameryce Północnej. Kapitan Kidd (Tom Hanks) zarabia na życie jeżdżąc od miasteczka do miasteczka odczytując na głos wiadomości z gazet. Na swojej drodze spotyka małą dziewczynkę, z pochodzenia Niemkę, o imieniu Johanna (Helena Zengel). Dziecko jest podwójną sierotą - najpierw Indianie zmordowali jej bliskich, a teraz, wychowujących ją czerwonoskórych, zabijają żołnierze. Powojenny chaos oraz panująca ogólnie znieczulica sprawiają, że nikt nie zwraca uwagi na samotne dziecko (do tego pół dzikie – indiańskie).

Z tego powodu Kapitan Kidd podejmuje się sam zadania odeskortowania sieroty do krewnych w Teksasie. W taki oto sposób rozpoczyna się wyprawa bohaterów przez zniszczony wojną kraj. Będzie to niebezpieczna podróż, bo świat pogrążony jest nie tylko w chaosie niepewności przyszłego jutra, ale również pełen jest degeneratów upatrujących szansy w czasach zawieruchy.  Pożoga wojenna zebrała plon nie tylko w postaci rzeczywistych ofiar w ludziach, ale również w sercach wypalonych z jakichkolwiek altruistycznych uczuć. Jednak wraz z trwaniem filmu pojawia się nadzieja. Jeżeli dwoje rozbitków życiowych, tak bardzo od siebie różnych, potrafiło znaleźć ze sobą nić porozumienia, to czy inni nie będą mogli? Czy to nie brzmi pięknie? Jak dla mnie trochę zbyt pięknie.

Nowy obraz Paula Greengrassa ogląda się całkiem dobrze i pomimo stosunkowo wolnej narracji i raczej mało zagmatwanej (delikatnie mówiąc) intrydze, film potrafi skutecznie zaangażować uwagę widza. Twórca Ultimatum Bourne'a (2007) dozuje swoje umiejętności reżyserskie w zakresie tworzenia filmów sensacyjnych ograniczając się do raptem dwóch scen akcji (nie wliczając do tego nieudanej sceny z rozbitym wozem). Są one stosunkowo krótkie (patrząc na to jak długie sceny potrafił reżyser kręcić w innych filmach), ale robią niesamowite wrażenie. Tutaj liczy się warsztat i zdecydowanie czasami mniej, znaczy więcej. Szczególnie mini akcja w prowizorycznym miasteczku czerpiącym zyski ze zdobywania skór bizonów unaocznia kunszt reżysera.

Ogólnie, pod względem warsztatowym film broni się w każdym aspekcie, a wrażenie braku, o którym wspominałem na początku, tyczy się samej historii. Wiem, że jest to ekranizacja książki Paulette Jiles, ale nie ma to dla mnie żadnego znaczenia. Film ma się bronić sam. Ekranowe Nowiny ze świata wydają się ślizgać po temacie, szczególnie w zakresie historii głównego bohatera. Jego portret psychologiczny zarysowany zostaje wyraźniej dopiero w ostatnim akcie. Z tego powodu wydaje się to być w pośpiechu skreślonym rozwiązaniem - do tego nazbyt ckliwym. Już chyba wolałbym niedopowiedzenie, niżeli ten moralizatorski ton od "ludzi rzuconych przez los w specyficzne czasy" (rozmowa głównego bohatera z przyjacielem po powrocie w rodzinne strony). Ja wiem, że warunkowane jest to kulturowo, a film tworzony był "ku pokrzepieniu serc", co nie zmienia faktu, że trochę to razi. Dziwi mnie, że obyło się bez nominacji do Oscarów;) Trochę narzekam, ale ostatecznie Nowiny ze świata, to całkiem przyzwoite i zgrabnie zrobione kino.

Ocena 6/10

Komentarze