Na gorąco: Zabójczy koktajl (Gunpowder Milkshake, 2021, reż. Navot Papushado)

 


Kolejny film w stylu 'one man army' i kolejny klon Johna Wicka (2014, reż. David Leitch, Chad Stahelski) tylko, że w spódnicy. Przecież wszystko to już było i to nie raz. Czy warto więc na nowy film Navot Papushado tracić czas? Zależy co kto lubi. Pozytywną cechą Zabójczego koktajlu jest fakt, że nie tylko kopiuje, ale stara się również poszerzyć konwencję, w której się porusza. Osobiście ten film kojarzy mi się z kreskówkami Werner Bros, w stylu Królika Bugsa, gdzie granice absurdu świadomie są przesunięte tworząc osobną jakość.

W filmie idealnie oddaje to scena walki w ośrodku zdrowia dla bandziorów. Naprzeciw siebie staje z jednej strony trzech nie w pełni sprawnych osobników (jeden na wózku inwalidzkim, drugi ze złamaną nogą i o kulach, a trzeci z połamaną ręką i z kołnierzem ortopedycznym usztywniającym szyję), z drugiej strony, główna bohaterka, która pozbawiona jest jakiegokolwiek czucia w rękach, a do dłoni przylepiony ma taśmą klejącą skalpel i pistolet. To co obserwujemy podczas tego starcia, to kwintesencja przerysowania, karykatury i swoista zgrywa z filmów tego gatunku. Takich scen w filmie jest wiele więcej.

Dla fanów przyjemne zapewne będą również nawiązania do spaghetti westernów w specyficznie sfilmowanych scenach (niczym podczas pojedynku rewolwerowców) oraz w znajomo brzmiącej muzyce (Ennio Morricone). Sądzę, że film byłby o wiele lepszy, gdyby konsekwentnie trzymał się wspomnianych wyżej kreskówkowych korzeni. Niestety pod koniec seansu twórcy uderzają w poważniejsze tony poświęcając życie jednej z bohaterek. Niepotrzebnie. Film traci swoją spójność i ogólnie robi się bardziej wydumanie. Zaburza to wydźwięk całości, która przez to pęka na dwie nieprzystające do siebie części. Ogólnie film niezły, ale mogło być lepiej (ale również i gorzej).

Ocena 6/10

Komentarze