Z biblioteki Nowych Horyzontów: Ste. Anne (2021, reż. Rhayne Vermette)

 


Główna bohaterka filmu pokazuje córce fotografię z upragnioną działką ziemi. Ta scena definiuje cały obraz, tak fabularnie jak i formalnie. Na początku filmu dowiadujemy się, że odnaleziono Renee (Rhayne Vermette) - kobietę, która zaginęła w niewyjaśnionych okolicznościach cztery lata wcześniej. Do domu sprowadza ją brat, który wraz z żoną zajął się wychowywaniem jej córki. Dlaczego bohaterka wyjechała i co sprawiło, że wróciła?

Reżyserka i zarazem główna bohaterka filmu serwuje widzom historię ukutą z szeregu wspomnień i marzeń, wzajemnie na siebie nachodzących urywków zamazanej pamięci. Nieprzypadkowo bohaterowie często oglądają fotografie. Ste. Anne to filmowy album ze zdjęciami, do którego oglądnięcia widz zostaje zaproszony. Będzie nielinearnie, niedosłownie, z wyrwanymi z kontekstu pojedynczymi scenami i rozmowami. Bez większego ładu, jak wśród tych zdjęć z albumu. Ten film to obraz pamięci, która zanika niczym mokre ślady na kamieniu, czy ruch wody po wyciągnięciu ręki ze strumyka. Subiektywny obraz podążania za marzeniem wyśnionym w głowie (upragnione miejsce do zamieszkania), ale nieuchwytnym w rzeczywistości (niemoc wyrwania się z kręgu osobistych przyzwyczajeń).

Zastosowane techniki montażowe pozwalają twórcom zagłębić się w sen, który śniony był przez dziadków, później matkę, by w końcu bohaterka "przeniosła" go do głowy swojej córki Atheny. Jest to sen o lepszym życiu, nieokreślonym, cudownym, takim gdzieś w krainie wiecznej szczęśliwości. Sen o miejscu, gdzie nie trzeba pracować od świtu do nocy przez siedem dni w tygodniu, sen, który pomimo tego, że wyśniony, zderza się z rzeczywistym przywiązaniem do ziemi, a w szczególności do ludzi którzy ją zamieszkują. Niezwykle trudno zerwać zapuszczone wielopokoleniowe korzenie. Miejsca i ludzie przyciągają nawet wówczas, a może właśnie wtedy najbardziej, gdy już ich nie ma. Każdy kamień, drzewo, droga i wejście do strumyka mają w naszej pamięci wyryte miejsca za którymi tęsknimy.

Rodzice bohaterki nie zdołali zrealizować marzenia, również i Renee ma z tym problemy - przez cztery lata nie potrafiła dotrzeć do celu. Wydaje się jednak, że ona zaszła najdalej. Co ją powstrzymało? Istotne, że nie porzuciła swoich marzeń, więcej nawet, zaszczepiła je w umyśle swojej córki, która tym razem jest na tyle duża, by uczestniczyć w wyprawie. Dodatkowo Athena może być dla Renee kolejnym bodźcem do realizacji zamierzenia. Czy to się uda? Ste. Anne, to próba uchwycenia procesu pamięci środkami należącymi do filmu. Vermette nie idzie na kompromisy, nie ułatwia widzom seansu. I słusznie. Dzięki temu możemy choć na moment wejść do głowy innego człowieka, a co tam zobaczymy to już zależy wyłącznie od nas samych.

Komentarze