Seans powtórkowy: Hiszpański cyrk (Balada triste de trompeta, 2010, reż. Alex de la Iglesia)



Nawet jeżeli miałbym napisać o tym filmie jedno zdanie, to i tak warto, bo Hiszpański cyrk to dzieło niezwykłe. Pomimo, że przerysowane, to jednakże tak bardzo ludzkie. Pełen symboli i ukrytych znaczeń film przenosi nas do rzeczywistości, w której wszystko może się zdarzyć. Historia trójkąta miłosnego rozgrywającego się w środowisku cyrkowców odczytywana może być co najmniej w dwojaki sposób. Po pierwsze: poprzez umiejscowienie akcji w konkretnej przestrzeni historycznej, film przyjmuje formę politycznej przestrogi. Dyktaturze generała Franco nadany zostaje wydźwięk uniwersalny.

Drugi sposób prowadzi nas do zgłębienia natury związków międzyludzkich i ich podłoża psychologicznego. Dopiero jednak w powiązaniu z pierwszym, szerszym politycznym znaczeniem, film nabiera pełnego kształtu. Trzon całej historii stanowią jej bohaterowie, z trójką głównych wysuwającą się na czoło. Nieformalnym liderem i przywódcą trupy cyrkowej jest tak zwany "śmieszny klaun" (Antonio de la Torre). Charyzmatyczny, bezwzględny, nie cofający się w tym co robi przed niczym i nikim, tyran, rządzi niepodzielnie podporządkowując sobie całą zagarniętą rzeczywistość. Nikt nie chce i nie jest w stanie się mu przeciwstawić.

Wszystko to zmienia się wraz z pojawieniem się gapowatego "smutnego klauna" (Carlos Areces). Obciążony widmem tragicznej przeszłości odmieniec, stawia przed sobą zadanie zdetronizowania, w imię miłości, tyrana rządzącego samozwańczo cyrkiem. Początkowo niewinny, by móc podołać wyzwaniu, staje się zwierzęciem i niejako potworem podobnym do tego, z którym walczył. 

Natalia (Carolina Bang), przyczyna całego zamieszania, piękna akrobatka, jest bodajże najciekawszą i jednakowoż najtragiczniejszą postacią w filmie. Poniżana i bita, sterroryzowana przez swojego wybranka, nie dostrzega dla siebie żadnej nadziei. Pojawienie się "smutnego klauna" z jednaj strony "otwiera jej oczy" i pobudza chęć uwolnienia się z pętających kajdan, z drugiej zaś uświadamia, jak mocno tkwi w tym chorym układzie, a co więcej, jak bardzo od pewnych jego aspektów jest uzależniona (nieobliczalność, adrenalina, perwersja, władza). Rozdarta pomiędzy rozsądkiem i dziką naturą, nie potrafiąca podjąć  jednoznacznej decyzji, staje się w symboliczny sposób przyczyną końca pewnej epoki.

Granice dobra i zła się zacierają prowadząc do uwolnienia wszystkich skrywanych uraz. Piękna i dwie bestie spotykają się w finałowym tangu, po którym to na placu boju słychać będzie li tylko desperacko dziki, trawiący trzewia, krzyk i żal. Płacz nad sobą i ofiarami poświęcającymi siebie w imię wyzwolenia kolorem, którego była, jest i chyba już zawsze będzie purpura.

Alex de la Iglesia kocha kino i to uczucie zauważalne jest niemalże w każdym pojedynczym kadrze filmu. Z ekranu wylewają się emocje wsparte muzyką, szybkim montażem i zapierającą dech w piersiach scenografią. Film jest wręcz stworzony do kina, gdzie najpełniej mógł zaprezentować wszystkie swoje atuty. Seans polecam jednak bez względu na to, gdzie będzie oglądany, ponieważ nieczęsto zdarza się obraz, w którym widać tak wielką pasję tworzenia.

Komentarze