Przewinienia seksualności



Filmy Yasuzo Masumury są w Polsce praktycznie nieznane, a szkoda. Japoński reżyser nie przymilając się widzom, bezkompromisowo obrazuje rzeczywistość stawiając tezy aktualne, bez względu na lata, w których obraz powstał. Tak jest i w Czerwonym aniele (Akai tenshi, 1966).

Młoda pielęgniarka, Sakura Nishi (Ayako Wakao), w czasie trwania wojny chińsko-japońskiej wysłana zostaje do szpitala polowego niedaleko linii frontu. Podczas codziennych obowiązków obserwuje okrucieństwo wojny doświadczając go często również na sobie. W czasie, gdy wszelkie normy społeczne przestają obowiązywać, górę bierze prawdziwa natura człowieka. Najniższe instynkty dają o sobie znać, zrównując człowieka do poziomu dzikiej bestii. Zezwierzęcenie obejmuje każdego, bez względu na to, czy jest to przyjaciel, czy wróg. Zachować ogólnie pojętą równowagę psychiczną jest niezwykle trudno. Ludzie tworzą sobie wewnętrzne światy, ułudę, dzięki której są w stanie przetrwać, nie tracąc do końca zmysłów. W tym chorym świecie, dwie istoty odnajdują się, po to, by spróbować odtworzyć namacalną bliskość. Pobudki mają odmienne, cel taki sam. Doświadczenie wspólnej cielesności, namiętność, która pomiędzy bohaterami się rodzi, służy im za namiastkę normalności, której chwytają się niczym ostatniej deski ratunku. To jedyny pewnik, nad którym będą posiadać kontrolę zatracając się w nim bez opamiętania.

Film zdominowała dwójka głównych bohaterów. Postacią młodej pielęgniarki reżyser dekonstruuje stereotypowe postrzeganie azjatyckich kobiet pierwszej połowy XX wieku. Odwraca hierarchię rządzenia patriarchalnego społeczeństwa Japonii wysuwając na czoło jednostkę do tej pory uważaną za słabszą. Jego wersja kobiety, to nie tylko istota najmocniejsza, ale również z łatwością uzależniająca mężczyzn od siebie, co powoduje utratę przez nich sprawowanego od wieków przewodnictwa, w każdej dziedzinie ludzkiej egzystencji. Jedyne co w tej sytuacji samcom pozostaje, to pokorne schylenie głowy i żebranie o jakikolwiek ochłap rzucany przez samicę. Dzieje się tak ponieważ kobieta nabrała świadomości, iż posiadła broń absolutną, oręż nie do przebicia - seksualność. Dla owej seksualności samce są w stanie zrobić wszystko, nawet pogrążyć się w całkowitym poniżeniu. Reżyser rozbija posągowy wizerunek mężczyzny samuraja – niezłomnego pana własnej osoby.

W tym kontekście najciekawszą postacią (oprócz głównej bohaterki) zdaje się być dr Okabe (Shinsuke Ashida). Od samego początku prezentuje zgoła odmienną, w porównaniu z innymi mężczyznami, postawę wobec bohaterki. Zdaje się być poniekąd ślepy – do pewnego stopnia – na jej zewnętrzne, kobiece przymioty. W tej postaci jednak jest spora przewrotność. To nie silna wola, honor, czy szacunek trzymają w ryzach męską chuć, lecz nabyty "defekt". Biorąc ten fakt pod uwagę, nie wiemy do jakiego stopnia, to właśnie impotencja bohatera wpłynęła na rozbudzenie kobiecej miłości. Czy przypadkiem uczucie nie żywiło się nadzieją uzdrowienia "złamanej duszy" (i nie tylko) nieszczęśnika?

Ostatecznie reżyser przywraca męski honor w końcowej przejmującej scenie, w której to spod zgliszcz bezsensownej wojny wyłania się obraz mężczyzny zrehabilitowanego. Mężczyzny dzierżącego w dłoni złamany oręż, symbol tego kim był i kim na powrót stał się dzięki owej kobiecie – samurajem. Absolutnie cudowny film.

Komentarze