Anime z sezonu lato 2023: BASTARD!! - Heavy Metal, Dark Fantasy- Hell's Requiem Arc (Bastard!!: Ankoku no Hakaishin - Jigoku no Chinkonka-hen, 15 epizodów)



Drugi sezon Bastarda był pewniakiem. Zakończenie pierwszej serii resetuje całą opowieść dając jej możliwość na nowy start. Można to było wykorzystać w dwojaki sposób: albo próbować stworzyć coś oryginalnego, albo popaść w nadmierny schematyzm powtarzając do znudzenia ciągle te same elementy. W tym przypadku stało się to pierwsze… przynajmniej do pewnego momentu. Akcja drugiego sezonu rozpoczyna się dwa lata po wydarzeniach pokazanych w finale pierwszego sezonu. Yoko dociera z małym Lucienem do miasta samurajów. Przez cały ten czas próbuje przebudzić Mrocznego Schneidera, niestety, bezskutecznie. Poza Yoko i Lucienem ze starych bohaterów początkowo odnajduje się jedynie Kai.

Pod nieobecność Mrocznego Schneidera Kall-Su rośnie w siłę podporządkowując sobie cały świat przy pomocy swoich wiernych sługusów Shogunów Czarnoksiężników. Pozostała już tylko jedna pieczęć powstrzymująca odrodzenie Bóstwa Destrukcji Anthrasax. W nowym sezonie Bastarda zaskoczyło mnie, jak dobrze ogląda się tę historię, nawet gdy początkowo nie ma w niej Mrocznego Schneidera. Yoko wyraźnie dorosła stając się kobietą świadomą swojej wartości, ale również i odpowiedzialności (że o urodzie nie wspomnę). To początkowo właśnie ona, oraz przerysowani w swoich honorowych zachowaniach samuraje, udanie dźwigają na własnych barkach ciężar opowieści.

Wraz z powrotem Mrocznego Schneidera (bo to było oczywiste, że w końcu wróci) powraca mocno szowinistyczny rys serii, któremu pod jego nieobecność próbowali niezdarnie hołdować niektórzy samurajowie (np. notorycznie usiłując podglądać nagą Yoko). Muszę przyznać, że takiego samolubnego narcyza uważającego się za pępek świata i który jednocześnie wyzwala we mnie tak pozytywne emocje, to w kinie naprawdę dawno nie widziałem. Wszystkie wypowiadane przez niego, podszyte zachwytem nad samym sobą, kwestie wzbudzają przyjemny uśmiech zadowolenia. Do tego twórcy jeszcze mocniej angażują się w burzenie filmowej czwartej ściany ("-Baranie jeden! Co tak długo? Gdzieś ty był przez te dwa lata? Prawie wszystkie postacie z drugiego sezonu nie żyją!").

Wraz z rozwojem fabuły wszyscy zaginieni bohaterowie odnajdują się zmieniając jedynie strony konfliktu. Osobiście mam za złe serialowi, że moja ulubienica Arshes Nei, piękna półelfka, pojawia się dopiero w dziesiątym epizodzie i na dodatek (w odróżnieniu od pierwszego sezonu) zepchnięta została do roli mocno drugo, jeśli nawet nie trzecioplanowej. Niestety, pod koniec sezonu, tak gdzieś od jedenastego odcinka, od momentu inwazji na starożytne miasto elfów, jakość całego serialu widocznie spada (może to być związane z długimi przerwami w publikacji mangi spowodowanymi wypaleniem artystycznym twórcy). Na ekranie zaczyna górować mało wyszukana walka rodem z "najgorszych" shonenów (niekończące się pojedynki) nie oferując nic ponadto. Nie ma humoru, brakuje bezczelności i szowinistycznych odzywek Mrocznego Schneidera, wycięte zostały prawie wszystkie aluzje erotyczne.

Z odcinka na odcinek wszystko to, co decydowało o sukcesie pierwszej serii, zostało bezwzględnie ugrzecznione. Jak gdyby ktoś symbolicznie "wybił zęby" bohaterowi czyniąc z niego gogusiowatego mazgaja. Jakby tego było mało, pod koniec drugiego sezonu z ekranu zaczyna również wylewać się, przekraczający jakiekolwiek granicę, patos i ckliwość. Miejmy nadzieje, że to się zmieni w kolejnym sezonie, który może być ciekawy (patrząc, w którą stronę skręciła fabuła), ale tylko wówczas, gdy twórcy powrócą (co może być problemem) do bezkompromisowych korzeni serii.

Komentarze