Wszędzie dobrze ale (czy) w domu najlepiej(?)



Najlepsze dla mainstreamu wcale nie jest tworzenie czegoś nowego, do tej pory niespotykanego. Bezpieczniej, poruszając się po wytyczonych już ścieżkach, robić drobne, ale mogące być zaskoczeniem dla widza, zmiany. Lepiej znany temat rozwinąć w nieszablonowy sposób. Koreański serial Sweet Home (Seu-wi-teu-hom, 2020, sezon 1) taki właśnie jest. To takie The Walking Dead (2010-2022) na sterydach.

Przypadkowe miasto gdzieś w południowej Korei. Wielopiętrowy blok mieszkalny wypełniony po brzegi ludźmi, a do tego kataklizm pogrążający cały kraj w chaosie. Budynek, jak i jego mieszkańcy, odcięci od reszty świata. Rozpoczyna się walka o przetrwanie. Skąd my to znamy? Ano, z nieskończonej ilości różnych dzieł kultury, ze wspomnianym serialowym The Walking Dead na czele. Sweet Home jest jednak trochę inne.

Po pierwsze, opowiadana historia poszerza ramy filmów z kataklizmem w tle o element nieokreśloności. Okazuje się albowiem, że ludzie zmieniający się w potwory nie robią tego na skutek żadnego wirusa, choroby czy nawet skażenia środowiska. Nie jest to również związane z żadnym atakiem kosmitów. Okazuje się, że to, co "opanowuje" cały rodzaj ludzki, drzemało w nim od zawsze. Taki punkt wyjścia do historii daje większe pole do analizy, szczególnie w zakresie zachowań człowieka. Jak postąpi grupa, gdy uzmysłowi sobie, że każdy z nich, bez wyraźnego powodu, może stać się potworem? Jak zachowają się wobec znajomych, u których dojdzie do przemiany? Problem robi się jeszcze ciekawszy, gdy okaże się, że główny bohater nie tylko potrafi oprzeć się samej przemianie (walcząc z samym sobą), to jeszcze wykorzystuje ją (nadludzka siła, zdolność regeneracji) do pomocy zgromadzonym w budynku ludziom. Czy pomimo tego grupa będzie potrafiła mu zaufać?

Drugim ciekawym elementem w Sweet Home są bohaterowie. Bardzo łatwo w serialu o podobnej tematyce (walka o przetrwanie) popaść w skrajność i albo nadmiernie eliminować wprowadzone postacie, wywołując tym szok u widza podobny do tego z pierwszych sezonów Gry o tron (2011-2019), lub w cudowny sposób oszczędzać w nieskończoność wszystkich bohaterów, co ostatecznie musi się dla wszystkich okazać niedorzeczne. Wydaje się, że twórcom Sweet Home udało się w tym elemencie znaleźć złoty środek.

Duże brawa należą się za charaktery postaci, za ich niejednoznaczność i świeżość w ukazywanych relacjach. Już w pierwszym odcinku uwagę zwraca nieudana próba samobójcza głównego bohatera. Obserwująca całe zdarzenie młoda dziewczyna (notabene, jedna z ciekawszych postaci całego serialu) kwituje to radą dla bohatera, by następnym razem spróbował zrobić to gdzieś indziej, by nie przysparzać mieszkańcom problemów.

Osobiście najbardziej przypadł mi do gustu wątek Sang-wook Pyeon (Jin-wook Lee) wyjętego spod prawa bohatera, który równią pochyłą stacza się w otchłań zatracenia(czy na pewno?). Nie dość, że nie boi się potworów i przed nimi nie ucieka, to z czasem sam szuka z nimi konfrontacji. Wielkie brawa również za subtelne ukazanie niezaistniałego romansu pomiędzy nim a pewną pielęgniarką.

To, co najbardziej zadziwia w Sweet Home, to patos, który potrafi nie tylko nie razić swoim zwyczajowym przejaskrawieniem, tylko staje się nierozłączną i potrzebną częścią tej serialowej układanki. Zasługa w tym nie tyle scenarzysty, co bardziej reżysera, umiejącego zachować w tym potrzebną równowagę.

Cała historia w pierwszym sezonie kończy się w ciekawym momencie (bohaterowie wychodzą ze swojej kryjówki), dającym nadzieję na rozwój i ewolucję otwartych wątków. Jest parę zaskoczeń i kilka niewiadomych domagających się odkrycia. Miejmy nadzieję, że drugi sezon nie będzie jedynie powtórką znanych elementów kina postapokaliptycznego. Osobiście przekonam się już na dniach.

Komentarze