Notatki na marginesie: Mona Lisa i krwawy księżyc (Mona Lisa and the Blood Moon, 2021, reż. Ana Lily Amirpour)



Gdy zachwycam się jakąś filmową bądź serialową, postacią, to zazwyczaj jest nią kobieta. Nic na to nie poradzę, że do mojego gustu przemawiają bardziej rolę pań (lub że są ciekawiej napisane lub w jakiś swoisty i oryginalny sposób zagrane). I (prawie) wcale nie ma to związku z płcią.

Pomimo tego, że Mona Lisa i krwawy księżyc posiada aż dwie bardzo dobrze zagrane postacie kobiece (Kate Hudson i Jong-seo Jun), to zdeklasowane one zostały przez rolę, nie dość, że trzecioplanową, to jeszcze przez mężczyznę. Fuzz (Ed Skrein), bo o nim mowa, to osoba, z którą tytułowa bohaterka spotka się po raz pierwszy na początku swojej "przygody", zaraz po ucieczce ze szpitala psychiatrycznego.

Bohater jest postacią, która bezinteresownie w sposób bezpośredni (kupując jedzenie, oddając własną koszulę) ale również, i co w tym przypadku jeszcze istotniejsze, pośredni (pokazując, do kogo powinna zgłaszać się po pomoc) pomoże Mona Lisie dostosować się do otaczającego świata. Gdy spotkają się ponownie, wtedy już bezpośrednio uratuje jej życie.

Ana Lily Amirpour wywraca panującą od lat w mainstreamie narrację, oddając sprawiedliwość w ręce tak zwanego marginesu społecznego. To nie pracownicy zakładu psychiatrycznego, nie para staruszków jedząca kolację w barze, i nawet nie sama policja, pochyli się nad problemem bohaterki. Dla nich wszystkich Mona Lisa stanowi problem.  W odróżnieniu od "marginesu społecznego", do którego chcieliby ją zakwalifikować i który jest raczej niegroźny (a dla nich niewidzialny), bohaterka posiada coś, co jest przez nich wszystkich kompletnie niezrozumiałe. W świeżo upieczonej uciekinierce budzi się moc kontroli psychicznej. Mona Lisa sama jest zdezorientowana, bo nie wie, skąd to się u niej wzięło. Szuka pomocy, ale ci, którzy powinni jej pomóc (lekarze, policjanci), ignorują ją, traktując jak dziwoląga, którego nie wystarczy unikać, tylko koniecznie należy spacyfikować. Boją się jej.

Tacy nowocześni, tacy wyuczeni, a w ciasnocie własnych umysłów wolą cofnąć się do średniowiecza (-Ta dziewczyna to demon) niżeli otworzyć się na nierozumianą inność drugiego człowieka. Nie przyjmują życia takim, jakim ono jest, tylko za wszelką cenę chcą go sobie podporządkować. Wszystko musi być nazwane, zdefiniowane i zakwalifikowane. Wszystko musi być włożone do odpowiednich szufladek, pogrupowane w rubryczki, bo tylko w taki sposób czują się bezpieczni. Dosadnym przykładem obnażającym ciasnotę umysłu współczesnego człowieka jest scena wizyty policjanta u wróżki. Zdaje się, że stróż prawa z pogardą odnosi się do tego co słyszy, jednak ostatecznie bierze kurzą łapkę służącą jako amulet chroniący przed złem. Woli zaufać wyśmiewanym nawet przez niego  zabobonom, niżeli wysłuchać rady, która mogłyby mu naprawdę pomóc: "Najlepszym sposobem, by się przed nią (Mona Lisą) chronić, to pozostawić ją w spokoju".

Fuzz jest natomiast w filmie przedstawicielem tej nielicznej grupy, która niczego od bohaterki nie będzie oczekiwała (no, może poza całusem). Pomoże jej całkowicie bezinteresownie. Zatracony w swojej pasji do muzyki, poruszający się w życiu na granicy prawa, natychmiast zwróci uwagę na główną bohaterkę. Mona Lisa przyciąga go innością i bijącą od niej nietypowością. Jest, takim jak on, kolorowym ptakiem. Oderwana od rzeczywistości, prostolinijna, ufna, próbująca znaleźć harmonię z otaczającym ją światem. Jest dla niego niczym bratnia dusza, jak sam zwykł ją określać, dlatego bez zbędnych pytań postanawia jej pomóc.

W kontekście wszystkich pojawiających się na ekranie bohaterów Fuzz jest postacią najbardziej fascynującą. Swoją wyrazistość zawdzięcza aktorowi, Edowi Skreinowi, który perfekcyjnie przeistoczył się w odgrywanego bohatera. Nie uświadczymy w jego grze aktorskiej nawet jednej nuty fałszu. Jego ciało, gesty, ton głosu i to, co mówi, tworzą ze sobą harmonijną całość. Najważniejsze jednak, że od jego postaci bije ekranowa prawda. Jesteśmy w stanie uwierzyć, że postać nie różni się niczym od odgrywanego ją aktora. Jeżeli ktoś by miał wątpliwości, to chociażby tylko dla tej kreacji aktorskiej warto zobaczyć ten bardzo pozytywny film Any Lily Amirpour.

Komentarze