Notatki na marginesie: Godzilla Minus One (Gojira Mainasu Wan, 2023, reż. Takashi Yamazaki)


Nowa japońska Godzilla stała się ofiarą własnej popularności. Ten wzorowo zrealizowany mainstream spełnia rolę wyśmienitej rozrywki liczącej się z inteligencją widza. Efekty specjalne i ciągła akcja nie przysłaniają historii przedstawianych w nim bohaterów, a całkiem poważny i nie zanadto spłycony wątek dramatyczny zahacza o prawdziwe wydarzenia historyczne. Rozliczenie się Japończyków z poczucia winy za nieludzką II wojnę światową następuje nienachalnie, bez zbędnego i zbyt dalece idącego moralizatorstwa.

Aż tyle i, niestety, tylko tyle. Kto oczekiwał czegoś więcej mocno  się rozczaruje. Skąd w takim razie wzięły się te nadmierne oczekiwania? Na niekorzyść filmu przemawiała jego mała dostępność, przy równoczesnym dużym szumie medialnym, przeważnie, rozpływającym się nad wysoką jakością filmu Japończyków. Portale internetowe, kanały na YouTube i pojedynczy krytycy wszyscy oni wypowiadali się o Godzilli bardziej niżeli w sposób pozytywny. Ten balon oczekiwań miał sposobność napompować się do naprawdę sporych rozmiarów. Niebagatelną rolę odegrała w tym nagroda Oscara przyznana za najlepsze efekty specjalne (2023r.). Dużo się mówiło, że pomimo znacznie niższego budżetu, filmowcy z kraju kwitnącej wiśni zawstydzili speców z amerykańskiej Fabryki Snów.

Dlatego, gdy jako widz, w końcu zetknąłem się z Godzillą Minus One doznałem uczucia zawodu. To tylko tyle? Tyle hałasu o poprawnie zrealizowany film o dużym "dinozaurze"? Gdy się dłużej nad tym uczuciem zawodu zastanowić, to jest ono zupełnie irracjonalne, bo żadne realne przesłanki za nim nie stoją. Trudno jednak nie mieć poczucia, że dobre wrażenie zostało zaprzepaszczone bezpowrotnie. Gdybym miał możliwość obejrzenia tego filmu wcześniej, moja ocena mogłaby być zupełnie inna.

Problem był z oczekiwaniami, które niewspółmiernie wzrosły względem filmu, który jest li tylko (i aż) dobrej jakości. Wiem, że to niesprawiedliwe, ale właściwy timing ma znaczenie. Ze zgoła odwrotną sytuacją mielibyśmy do czynienia w przypadku mocno krytykowanego filmu (o ile, oczywiście, ostatecznie byłby dobry). Czas grałby na jego korzyść, bo oczekiwania widzów byłyby praktycznie żadne. Tak czy inaczej, trochę szkoda, że dystrybutorzy się nie zorientowali i nie sprowadzili dla szerszej widowni filmu wcześniej.

Komentarze