Podglądaj mnie uważnie




Zaczyna się schematycznie. Młode małżeństwo: Julia (Maika Monroe) i Francis (Karl Glusman) przenoszą się do nowego mieszkania w Rumunii - ojczyzny męża. Problem w tym, że jest to zupełnie obcy kraj dla Julii. Kobieta nie zna języka, ani tym bardziej żadnych ludzi, z którymi mogłaby porozmawiać. Pozostawiona sama w mieszkaniu (mąż większość czasu spędza w pracy) Julia błąka się po ulicach miasta obserwując przypadkowe sytuacje i osoby. W jej głowie zaczynają rodzić się historie. Pewnego dnia dostrzega nieznajomego, który przygląda się jej z mieszkania naprzeciwko. To nie wszystko. Bohaterka zaczyna mieć wrażenie, że jest przez kogoś śledzona. Czyżby przez tę sama osobę, przez którą jest obserwowana?

Watcher (2022) debiutującej w długim metrażu Chloe Okuno jest niepozorny. Powoli wprowadza widza w historię kobiety, której zachowanie może być mylone z obsesją. Mamy zupełnie wyobcowaną, ze względu na miejsce i język, kobietę. Z racji tego, że jej mąż pracuje do późnych godzin wieczornych, mamy również pogłębiony wątek samotności i opuszczenia. Do tego dochodzi niezrozumienie ("on, nie tyle gapił się na ciebie, tylko odpowiadał na spojrzenie wpatrującej się w niego kobiety") połączone z bagatelizowaniem sytuacji - bohaterka to niedoszła aktorka, więc zapewne postrzega świat w nazbyt intensywny sposób, dorabiając historię do nieistniejących sytuacji.

Fascynuje samoświadomość twórców filmu. Jego wielkość nie wynika z tematu czy samej historii, która może wydawać się wtórna. Istotne jest, jak to zostało opowiedziane - a może bardziej, jak reżyserka nam to pokazuje. A robi to z wielkim szacunkiem do widza. Nie mówi nic wprost, a informacje dostajemy mimochodem, tak aby na rozwiązanie wpaść samodzielnie. Chloe Okuno nie podpowiada, tylko podejmuje dialog z widzem, którego traktuje jak równego sobie. Używa schematu, ale tylko po to, by go w odpowiednim miejscu, jeżeli nie zburzyć, to przynajmniej zachwiać. Przykładowo, wydawać by się mogło, że taka niby mało istotna (bardzo ważna) informacja, o tym jaka była profesja bohaterki (aktorka), powiedziana jest nam jeden raz i to "przypadkowo", jako część kolacyjnego small talku z nowymi znajomymi męża. Początkowo ta wiadomość może służyć reżyserce do nakierowania widzów (zwiedzenia ich) na specyficzną osobowości Julii, tak, by można było wyjaśnić jej wyolbrzymione, w stosunku do zaistniałej sytuacji, zachowania. Z drugiej strony jednak, w kluczowym momencie, w finale, ta sama informacja usprawiedliwi i uzasadni zachowanie bohaterki (umiejętność zagrania czegoś w przekonujący sposób).

Reżyserka bawi się z oczekiwaniami widza. Na samym początku raczy nas wolno rozwijającym się wstępem, do którego się przyzwyczajamy, nie sądząc, że może dojść do drastycznego zerwania z tym schematem. Natomiast, sceny graniczące z mistrzostwem mają miejsce w ostatniej części filmu. Twórczyni skutecznie myli oczekiwania widzów co najmniej kilkakrotnie w ciągu zaledwie piętnastominutowego finału. Każe nam myśleć, że mamy do czynienia z pomyłką, z nieświadomym prześladowaniem, z morderstwem, a może przypadkowym efektem samotności. Co jest prawdą - dowiemy się w ostatnich minutach, kiedy  akcja nabierze niewyobrażalnego tempa, naszpikowanego fabularnymi twistami, ziarno których skutecznie zasiane zostało w początkowej, wolniejszej części filmu.

Obawiam się, że narracja filmu Watcher może niektórym widzom sprawiać problemy. Z jednej strony "wolna", początkowa część obrazu może spowodować, że niektórzy nie dotrwają do tego wspomnianego wyśmienitego finału. Z drugiej strony, tak błyskawiczne i zmieniające sposób naszego patrzenia zakończenie może wydawać się przekombinowane (szczególnie, gdy mamy w pamięci spokojny wstęp). Tym niemniej gorąco polecam ten film, jako rzecz nietuzinkową i ze wszech miar oryginalną. W tym przypadku mniej, to zdecydowanie więcej.

Komentarze