Zjedz mnie



Maren (Taylor Russell) należy do "zjadaczy". Nie jest tego świadoma, do momentu, gdy zostanie porzucona przez rodzica. Zjadacze to nazwa dla kanibali mieszkających pomiędzy ludźmi. Są nimi z urodzenia, więc nie ma od tego odwrotu. Najgorsze jednak, że co jakiś czas muszą odżywiać się ludzkim mięsem (alternatywą jest samobójstwo, zakład psychiatryczny lub ewentualnie więzienie).

Wraz z odejściem ojca, młoda bohaterka zostaje "uwolniona" spod kontroli rodzica, z pętających ją więzów wszelkich ograniczeń, niewiedzy, ale również - i to chyba przede wszystkim - bezpieczeństwa, które zapewniał opiekun. Od teraz odpowiada sama za siebie. Przyrównując to do sytuacji zwykłego nastolatka - Maren wyfruwa z domowego gniazda. To porównanie nie jest przypadkowe, bo Do ostatniej kości (Bones and All, 2022, reż. Luca Guadagnino) to jedna wielka alegoria poznawania i akceptowania samego siebie. Przemierzając Stany Zjednoczone bohaterce przyjdzie zmierzyć się z prawdą, z którą pogodzić się nie zechce oraz spotkać ludzi, z którymi wolałaby nigdy nie mieć do czynienia. Na szczęście, jak to w życiu bywa, na swojej drodze spotka również osoby sobie przychylne.

Taką osobą jest Lee (Timothée Chalamet) drugi główny bohater filmu. Nowy towarzysz bohaterki jest "zjadaczem" jak ona, tylko że bardziej doświadczonym, co należy tłumaczyć jako bardziej okaleczonym przez życie, które od samego początku go nie oszczędzało.  Zmaga się samotnie z własnymi demonami do momentu, gdy spotka Maren. Od teraz bohaterowie staną się dla siebie lekarstwem. Lee przestanie na oślep pędzić w otchłań zatracenia, a Maren zrozumie i zaakceptuje swoją naturę. Bo właśnie o tym jest ten film, o akceptacji swoich ułomności i ograniczeń u siebie, ale również i u drugiego człowieka.

Siła filmu tkwi w bohaterach i to zarówno tych głównych jak i drugoplanowych. Absolutnie wszystkie postacie zapadają w pamięć. Na szczególne brawa zasługuje, od samego początku niepokojący Mark Rylance jako Sully oraz Michael Stuhlbarg jako przypadkowo spotkany zjadacz Jake, któremu partneruje "ludzki" uczeń Brad (David Gordon Green). Główni bohaterowie również nie zawodzą. Taylor Russell świetnie radzi sobie z postacią zagubionej nastolatki, nie popadając przy tym w schematyzm popularnych teenagermovies. Timothée Chalamet trzyma poziom, ale wydaje się stać niejako na uboczu oddając palmę pierwszeństwa partnerującej mu koleżance.

Kanibalizm, który jest leitmotivem w Do ostatniej kości, to jedynie symbol odrębności, którą czują wszyscy młodzi ludzie, i to nie tylko ci ukazani w filmie. Każdy w tym wieku myśli, że jest inny, w większym lub mniejszym stopniu, niepasujący do otaczającego świata. To prawda, że ta metafora jest skrajna, ale dzięki temu, tak celnie trafia w sedno. Reżyser nie epatuje przemocą i pomimo kilku mocniejszych scen film ani na moment nie traci swojego dramatycznego sznytu. Mocna końcówka, gdy odbiera się ją dosłownie, alegorycznie przenosi nas do rytuału przejścia, pomiędzy wiekiem nastoletnim, a dorosłością. Bohaterka nie bez wahań akceptuje otaczający ją świat, a tym samym i samą siebie. Świeżo dzikie kino, takie jak lubię.

Komentarze