Nienawistna czwórka – styczeń




W głąb lasu (Dans la foret) /2016/ - reż. Gilles Marchand

Z jednej strony film jest udanym studium pogrążania się w chorobie, z drugiej jednak, według mojej interpretacji, to próba usilnej walki z nią. W głąb lasu, niczym w głąb siebie! To, co w filmie urzeka, to jednak nie fabuła, a sposób jej zobrazowania. Reżyser  okrasza całą historię elementami stylistycznymi rodem z najstraszniejszych filmów grozy. Obraz nastawiony jest na kontemplację poszczególnych scen, bo tylko w wyjątkowych warunkach skupienia jest się w stanie wyciągnąć drzemiącą w nim złowrogą drapieżność.

W tym filmie najzwyklejszy element fabuły (jazda samochodem, obserwowanie ciągle czuwającego ojca, czy spacer po lesie za dnia) może wywołać "przyjemne" uczucie obawy, a nawet strachu. I to finałowe niedopowiedzenie… Z czym tak naprawdę mieliśmy do czynienia? Z rzeczywistością,  snem, majakami? A może z marzeniem małego chłopca, który bardzo potrzebował ojca…?
Ocena 8/10




Empire Records /1995/ – reż. Allan Moyle

Prosty ale nie prostacki, głośny ale nie zagłuszający, szalony ale nie niemądry. Z szacunkiem dla muzyki, młodzieńczego buntu, pasji, ale przede wszystkim z wielką sympatią dla młodych bohaterów. Każdy kiedyś był buntownikiem, każdy chciał zmieniać świat, każdy marzył swój wyjątkowy sen… Niektórzy marzą go nadal. Bohaterowie, zatrudnieni w tytułowym sklepie muzycznym, są niczym rodzina. Akcja filmu toczy się podczas trwania jednego dnia obfitującego w nieskończoną ilość, większych bądź mniejszych, wydarzeń.


Na ekranie panuje atmosfera: "wszystko się jakoś ułoży", co jak zawsze (w myśl zasad mainstreamowego kina młodzieżowego lat 90) się dzieje. Nie można mieć o to do filmu pretensji, bo jest w tym coś uroczego. Ten sklep, to nie tylko praca, więcej nawet, praca jest tylko dodatkiem, to szkoła życia, w której ich przełożony jest zarazem ich mentalnym ojcem. Chciałoby się mieć w młodości taką pracę. Miłość którą darzy reżyser bohaterów, udziela się widzowi przeżywającemu dzięki temu, wraz z nimi, drugą młodość.
Ocena 8/10




Atak Tytanów (Shingeki no Kyojin) /2013/ - sezon 1

Problemem tego, bądź co bądź, dobrego anime stanowi fakt, iż stworzony został z myślą o młodzieży. Z tego powodu twórcy "przeginają" w niektórych elementach sprawiając, że niepodobnym jest w pełni cieszyć się z seansu. Pierwszym i podstawowym problemem jest "łopatologiczne" tłumaczenie widzom, ustami bohaterów, co bardziej, zdaniem twórców, poważniejszych kwestii. Cokolwiek groteskowo wygląda scena, w której postacie wyjaśniają, nie tyle powody swoich postępowań, co targające nimi emocje. Mankament ten wzmacniany jest przesadnym patosem. Niektóre czyny, gesty, czy też słowa bywają przez to wręcz nie do zniesienia. Niepotrzebnie również twórcy topią widzów w tak obfitym morzu trupów. Ja rozumiem, że tytani to niebezpieczeństwo równe śmierci, ale ostentacyjne zabijania co drugiego bohatera wcale nie wzmacnia tragizmu opowieści (co pewnie było celem), a podsyca, i tak już podkręcony maksymalnie, patos.


W ostatecznym rozrachunku jednak serial całkiem dobrze się broni, do czego przyczynia się kilka elementów. Po pierwsze intrygująca historia. Opowieść o ludziach odgradzających się od świata wysokim murem potrafi zaangarzować, a umiejętnie dozowane informacje trzyma w przyjemnej niewiedzy. Drugi, pozytywny element,  to tempo akcji, które jest naprawdę zawrotne. Gdy się już przejdzie przez te kilka pierwszych epizodów, można się w tym anime zatracić. Serial ma potencjał na przyszłość, bo pomimo, że dużo się dzieje, to jak do tej pory, bardzo niewiele zostało wyjaśnione. Mocną stronę serialu stanowią również bohaterowie, którzy zostali psychologicznie całkiem przyzwoicie nakreślenie. Wyjątek stanowi sztampowy główny bohater toczący bój ze swoim nieznanym "demonem". Mam jednak nadzieję, że w kolejnych sezonach jakoś ciekawie wyewoluuje. Generalnie zasiadam z przyjemnością do sezonu drugiego.
Ocena 7/10




Hondo /1953/ – reż. John Farrow

Sporo racji jest w słowach mistrza Kurosawy, który powiedział kiedyś, że „każdy lubi westerny ponieważ ludzie są z natury słabi, dlatego chcą oglądać dobrych i wspaniałych bohaterów”. Takim wspaniałym bohaterem jest tytułowy Hondo Lane (John Wayne). Co prawda w filmie pojawiają się pogłoski jakoby Hondo był bandytą (z ust pani Lowe) czy złodziejem (z ust pana Lowe), jednak praktycznie natychmiast zneutralizowane zostają poprzez zachowanie bohatera świadczące, o czymś zgoła odmiennym. Dodatkowo, bohater może i zakochuje się w zamężnej kobiecie, jednak w niedługim czasie okazuje się, że jej mąż jest ucieleśnieniem wszelkich cech, które zwykło się przypisywać bandytom (awanturujący się, nie dbający o rodzinę, wulgarny pijak, którego jedynym kryterium przy wyborze żony była wielkość jej posagu).


Hondo natomiast jest niczym posąg, ociosany z samych pozytywnych cech (opiekuńczy, pomocny, prawdomówny, prawy, a do tego odważny tolerancyjny i mądry). Taka oto postać prowadzi widza przez historię stanowiącą "laurkę" dla narodu amerykańskiego, który wprawdzie musi wytępić Indian, ale przecież, pomimo, że to przykre, to jednak konieczne – parafrazując słowa głównego bohatera. "Strasznie" klasyczny western, ale przyjemnie krzepiący w odbiorze.
Ocena 6/10

Komentarze