Na gorąco: Calibre, 2018 - reż. Matt Palmer




Niezwykle udany, bo zaskakujący to był seans. Zaczęło się jak typowy thriller z wielkomiejskimi chłopakami wybierającymi się na polowanie do odległej głuszy. Zderzenie "cywilizacji" z "tradycją" zdaje się być nieuniknione. Reżyser i zarazem scenarzysta bardzo udanie zwodzi tropy, mieszając w głowach widzów. Podrzuca stereotypowe zachowania "szukających zaczepki" zacofanych miejscowych, by tym mocniej uderzyć w przyzwyczajenia widza, zmuszając go do rewizji własnych poglądów. Pierwszy zwrot akcji sprawia, że stajemy się zaangażowani w sytuację, która wydaje się nad wyraz prawdziwa. Jako widzowie czujemy się usprawiedliwieni, bo wydaje się, że opowiedzieliśmy się po właściwej stronie. Wszakże to wszystko tyko nieszczęśliwy wypadek był, a reszta, to niespodziewane, ale nieuniknione, konsekwencje tego czynu… Czy jednak na pewno?


Matt Palmer bardzo pomysłowo przemyca krytykę współczesnego społeczeństwa wyzutego z jakichkolwiek zasad - Marcus (Martin McCann) lub kompletnie niedojrzałego/niezdolnego do podejmowania jakichkolwiek właściwych (podtrzymujących status quo społeczeństwa) decyzji - Vaughn (Jack Lowden). To drugie nie dziwi, gdy uznamy, że stanowi preludium do tego pierwszego. To jednak ta zacofana  i "upadająca" społeczność pokaże bohaterom "właściwą drogę" jaką powinien kroczyć mężczyzna, przyjaciel, ojciec czy, po prostu, człowiek. W obrębie tej społeczności i dzięki jej "nauce" jeden z bohaterów sprowadzony zostanie na tą "właściwą drogę", którą od teraz świadomie będzie kroczyć. Czy będzie to droga słuszna? To pytanie bohater, a przez niego i twórcy filmu, kierują do widza.
Ocena 8/10

Komentarze