Na gorąco: Downrange 2017 - reż. Ryuhei Kitamura




Szóstka bohaterów podróżuje samochodem po wyludnionych bezdrożach Ameryki Północnej. Ich wyprawa przerwana zostaje gwałtownie z powodu przebitej opony. Nieświadomi przyczyny usterki bohaterowie ochoczo zabierają się do naprawy. Jakież ogromne zdziwienie odmaluje się na ich twarzach, gdy z przebitej opony wydobędą pocisk z karabinu snajperskiego… W tle słyszymy strzał i od tego momentu akcja w filmie nabiera zawrotnego tempa. Pretekstowa fabuła pozwala reżyserowi przyglądać się zachowaniom bohaterów postawionych w nietypowej sytuacji. Oczywiście, nie mamy do czynienia z dramatem psychologicznym więc próżno doszukiwać się w nim pogłębianej analizy osobowej na miarę filmów Bergmana. Pomimo tego uważam, że i tak jest nieźle. Kitamura dobrze radzi sobie w obrębie małych (sześć osób) przestrzeni społecznych. Nieźle sprawdzającym się rozwiązaniem było połączenie struktury typowego dramatu bohaterów próbujących przetrwać za wszelką cenę, z elementami kina gore, przynależącego do horroru.


Łamie to przyzwyczajenia widzów tworząc odświeżający mix gatunkowy. Równie dobrze wyszło twórcom uśmiercanie bohaterów. Robią to bez zbędnego schematyzmu, tak by każdy kolejny zgon zaskakiwał. Dodatkowo nad całym filmem unosi się przyjemny zapach groteski. Na szczególne uznanie zasługuje przerysowana, ale tak bardzo prawdziwa, uwzględniając całość, scena, w której jeden z bohaterów, ryzykując życiem, ze spokojem malującym się na twarzy, zakrywa zdeformowaną przez kulę twarz swojej ukochanej. Romantyzm podciągnięty do ekstremum. Pod koniec filmu, gdy na scenę wkracza "brygada ratunkowa" reżyser jeszcze mocniej przykręca śrubę groteski fundując widzowi iście spektakularny finał. Jeżeli miałbym filmowi Kitamury coś do zarzucenia, to brak hamulca, który, by go powstrzymał przed "ostatnim strzałem". Psuje to trochę pozytywne wrażenie pozostające po tym, bądź co bądź, sprawnie zrealizowanym i szalonym thrillerze.
Ocena 6-7/10

Komentarze