Na gorąco: Bar (El bar) /2017/ – reż. Alex de la Iglesia




W jednym z tytułowych barów w Madrycie, zamknięta zostaje grupka prawie obcych dla siebie osób. Na początku nie zdają sobie sprawy z tego dlaczego odcięci zostali od świata. W grupie stopniowo narasta panika, szczególnie dlatego, że na zewnątrz (przez media) rozsiewana jest niezrozumiała dla bohaterów dezinformacja. Zaczynają się nieporozumienia, niesnaski, wzajemne oskarżenia  osiągające apogeum w momencie, gdy na jaw wychodzi, że za całą sytuację odpowiedzialny jest wirus. Alex de la  Iglesia w ulubiony przez siebie sposób przedstawia perypetie ludzi pozostawionych w skrajnie kryzysowej sytuacji. Nie brak tutaj, tak lubianej przez reżysera groteski, przerysowania, humoru oraz komentarza do aktualnej sytuacji Hiszpanii.


Największe wrażenie robi tempo filmu, które nawet na moment nie zwalnia pozostawiając widzom naprawdę niewiele czasu na wytchnienie. Coś jakby, nie tyle bohaterowie, co film (a może widzowie?) dostał oznak gorączki wirusowej. Akcja niczym w amoku gna na złamanie karku, które w finale następuje. Dochodzi w nim do zmiany i pomimo, że antidotum na chorobę zostało podane, postać już na zawsze zostanie odmieniona. Jest zdrowa, w otaczającym ją chorym świecie (brzmi trywialnie, ale na ekranie wygląda dobrze). Bar to nie typowy film, bardzo przerysowany, balansujący na granicy kiczu. Nie przekracza jej jednak, a wręcz przeciwnie, zmusza do myślenia, do niepewności, z którą widza na koniec pozostawi. Satysfakcjonujące kino.
Ocena 8/10

Komentarze