Nowe Horyzonty 2021 w pigułce (miniaturowej)

  


Kryjówka Johna (John and the Hole, 2021, reż. Pascual Sisto)

Kryjówka Johna to filmowa przypowieść o przyszłości współczesnego społeczeństwa zachodu. Opowiadana historia toczy się dwutorowo. Pierwszy plan, to opowieść główna z tytułowym Johnem w tle. Historia ta wypełnia niemalże cały czas ekranowy i przerywana jest jedynie na krótką chwilę w trzech momentach. Co te momenty oznaczają zależy od interpretacji widzów. Dla mnie jest to wizja przyszłości, która ziściła się poprzez wydarzenia ukazane na pierwszym planie w historii Johna. John to dwunastolatek wiodący dostatnie i szczęśliwe życie z rodzicami i starszą siostrą. Z pozoru niczego mu nie brakuje jednak wewnętrznie w bohaterze wzbiera niepokój. W pewnym momencie wydaje się, że bez powodu, John podsuwa swojej rodzinie środki nasenne, po czym, nieprzytomnych, przenosi do niedokończonego schronu - do tytułowej dziury. Dlaczego to zrobił? Co go do tego skłoniło? Pozornie nie ma na to racjonalnego wytłumaczenia bo przecież John wszystko ma: szczęśliwych rodziców, dobrą siostrę, dom i zaspokajaną każdą zachciankę ekonomiczną.

Bohater ma problem bo pomimo, że wszystko przychodzi mu łatwo on i tak nie potrafi się odnaleźć(upraszczając). Pytania które zadaje zbywane są truizmami deklamowanymi bez przekonania przez tych którym najbardziej na Johnie powinno zależeć (rodzic, nauczycielka). Dlatego, by poczuć, że żyje bohater postanawia wziąć los w swoje ręce. Jakby się zastanowić, to każdy członek rodziny boryka się z podobnymi problemami, ale oni do takiego życia już przywykli. Akceptują go bezkrytycznie uznając za normę. Do pewnego stopnia "odżywają" właśnie będąc uwięzionymi przez Johna w dziurze. Zaczynają chwilowo doceniać podstawowe i najistotniejsze rzeczy jak jedzenie, ciepło, czy komfort wygodnego spania. Najważniejsze jednak, że problematyczna sytuacja zbliża uwięzionych bohaterów ponownie do siebie jako rodzinę. John też się o tym wszystkim osobiście przekona, zgodnie z porzekadłem, gdy to straci. Happy end, którego jesteśmy świadkami jest niestety pozorny. Bohaterowie powrócą do starych nawyków bo z nich wyrośli. Bardzo sugestywną sceną jest zasypywanie "dziury" przez spychacz. Bohaterowie pozbyli się skutku, a nie przyczyny i na powrót siedzą w ciszy grając role szczęśliwej rodziny, jak tego sobie życzy społeczeństwo.

---



Żarliwość (Honki no Shirushi, 2020, reż. Koji Fukada)

Nowy film Japończyka, to blisko czterogodzinny psychologiczny dramat obyczajowy. Reżyser "przyciął" dziesięcioodcinkowy serial do ram pełnego metrażu (dodatkowo nadmienić należy, że jest to adaptacja mangi). Strasznie ciekawy byłem tego obrazu. Zostałem zaskoczony i to tylko w pozytywny sposób. Po pierwsze pochwalić należy twórcę, że materiał zmontowany jest perfekcyjnie i trudno odczuć, że jest to przeróbka serialu. Poniekąd forma może na to wskazywać, gdyż jest "przezroczysta", a konkretniej, uproszczona do standardów produkcji telewizyjnych. Z drugiej jednak strony ta oszczędna forma nakazuje widzom maksymalnie skupić się na relacjach między bohaterami, bo to one stanowią sedno filmu. Świetnie napisane wszystkie postacie żyją własnym życiem (prym wiedzie jeden z wyżej postawionych w hierarchii członków Yakuzy) i o nikim nie można napisać, że jest tylko tłem dla głównych bohaterów.

Z wypiekami na twarzy śledzi się perypetie Tsujiego (Win Morisaki) i Ukiyo (Kaho Tsuchimura) pomimo dużego zagmatwania ich relacji. Najistotniejsze, że wszystko wydaje się być szczere i uzasadnione w działaniu bohaterów. Nie udałoby się to gdyby nie blisko czterogodzinny czas trwania filmu. Dzięki temu nie ma zbyt długich elips czasowych, co sprawia, że Żarliwość wypada wiarygodnie. Tym właśnie w dzisiejszych czasach wygrywają seriale nad pełnometrażowymi fabułami – brakiem ograniczeń długości emisji filmu, a poprzez to prawdziwością w ukazywaniu dokonującej się na ekranie zmiany. Z przyjemnością obejrzałbym dziesięcioodcinkowy pierwowzór Żarliwości - że o mandze nie wspomnę.

---



 Kobieta, która uciekła (Do-mang-chan yeo-ja, 2020, reż. Sang-soo Hong)

Główna bohaterka filmu, Gam-hee (Kim Min-hee) wyrusza na spotkanie ze swoimi dawno nie widzianymi koleżankami. Odwiedza je i w różny sposób spędza z nimi czas: spożywa posiłki, rozmawia, a przy okazji jak gdyby niechcący, dowiaduje się o kolejach ich codziennego życia. Reżyser kolejny raz zderza widza z tym co na wierzchu z tym co ukryte. Wszystkie kobiety są w jakimś stopniu zawiedzione życiem i pomimo że nie narzekają, to w ich opowieściach wybrzmiewa nuta sceptycyzmu bez nadziei. Najszczęśliwsza wydaje się być sama Gam-hee ale to także tylko pozory. Spotkanie z ostatnią znajomą odsłania prawdziwe intencje głównej bohaterki.

To podczas rozmowy z mężem koleżanki (byłym chłopakiem głównej bohaterki) najwyraźniej obserwujemy dysonans pomiędzy intencją, a słowem (lub bardziej jego brakiem, czy też udawaną ignorancją). Opowieści odwiedzanych kobiet są dla bohaterki odbiciem jej własnej historii. Przekrzywione oraz przetrawione przez inne osoby, jak gdyby reżyser wskazywał, że to mogłyby być historie kogokolwiek, również widzów. Świetnym nawiązaniem do tego służyć może scena finałowa, w której bohaterka wraca do sali kinowej (wcześniej była na seansie), gdzie grany jest film. Kamera przesuwa się w stronę ekranu kinowego i już tak pozostaje. Po chwili pojawiają się na nim napisy końcowe. Skończył się film? Czy może kończy się film w filmie? Oglądaliśmy film, czy może sami tym filmem jesteśmy? Sympatyczne i nienachlane rozbicie struktury dzieła.

---



 Pukanie (Knackningar, 2021, reż. Frida Kempff)

Molly (przekonująca Cecilia Milocco) wychodzi ze szpitala psychiatrycznego. Wprowadza się do nowego mieszkania i próbuje rozpocząć życie na nowo. Obserwujemy trudności jakie sprawiają jej zwyczajne czynności, jak próba urządzenia mieszkania, rozmowy z sąsiadami, zakupy żywności czy kwiatów do upiększenia pokoju. Molly ewidentnie się miota tylko nie do końca wiadomo z czym. Niedługo po przeprowadzce bohaterka zaczyna słyszeć tytułowe Pukanie. Dochodzi ono z górnej części budynku i przybiera kształt wołania o pomoc (kod Morse’a). Wszystkie próby odkrycia przyczyn hałasu spełzają na niczym, a bohaterka coraz bardziej traktowana jest przez społeczeństwo jak persona non grata. Pukanie, to próba ukazania procesów zachodzących w głowie człowieka mierzącego się, z jednej strony z traumą przeszłości, a z drugiej, z niechęcią i stygmatyzacją ze strony najbliższego otoczenia.

Twórcy zmuszają widzów, by spróbowali wejść do głowy bohaterki i popatrzyli na świat jej oczyma (trzeba przyznać, że widok robi wrażenie). Coraz bardziej wciągani jesteśmy w przestrzeń lęków i obaw oraz wyobrażeń Molly. Stopniowo odkrywamy powody jej zachowania aż w końcu wydaje nam się, że już mamy pewność. Nic bardziej mylnego. Finałowym twistem (który był nadspodziewanie przewidywalny) twórcy zadają pytanie o wrażliwość na cudzą krzywdę i o wszechogarniającą społeczną znieczulicę. Dlaczego tylko osoba poraniona przez życie była w stanie dostrzec i próbować coś zrobić, gdy pojawiło się zło? Dlaczego nikt nie daje wiary słowom kobiety? Niezbyt komfortowy w odbiorze,  ale cały czas ze wszech miar warty uwagi, obraz zmuszający do rewizji własnych poglądów.

Komentarze