Na gorąco: Jeden gniewny człowiek (Wrath of Man, 2021, reż. Guy Ritchie)

 

 

Nie sposób nie dostrzec w nowym filmie Guya Ritchiego nawiązań do Gorączki (Heat, 1995) Michaela Manna. Wynika to nie tylko z samej opowieści, traktującej o napadach na furgonetki z pieniędzmi, ale bardziej z klimatu, atmosfery zagrożenia i zaszczucia (niebagatelną rolę odgrywa tutaj muzyka) oraz świetnie poprowadzonych scen akcji. Reżyser niemalże od pierwszej sceny trzyma widza w napięciu umiejętnie rozwijając tę specyficzną historię zemsty. Specyficzną bo przewrotną, gdyż prywatną vendettę prowadzi w pojedynkę sam szef groźnej grupy przestępczej.

Nie od razu się o tym dowiadujemy. Ritchie bawi się chronologią i zmienia punkty widzenia. Robi to po to, by wytrącić nas ze sfery komfortu (lubimy kibicować tym dobrym). Celowo jednak nie czyni tego skutecznie, doskonale wiedząc, że widz zawsze stanie murem za wartością nadrzędną, czyli życiem - szczególnie postaci niewinnej. Ofiara w tym filmie jawi się jako imaginacja dobra jaśniejącego ostrym światłem, ponad przygniatającym mrokiem reszty postaci (nie wyłączając głównego bohatera).

Biorąc powyższe pod uwagę, zadziwiająco świeżo wypada puenta odwołująca się do starej jak świat prawdy, iż z jednej strony pieniądz może wyzwolić w człowieku najgorsze instynkty, z drugiej jednak jest bezwartościowy, gdy zestawi się go z losem osoby najbliższej (na ekranie ten truizm wygląda o wiele lepiej). W Jednym gniewnym człowieku Ritchie porzuca cały humorystyczny ton i nie puszcza oka do widza, nie próbuje go uwieść, jak to często miał w zwyczaju czynić w poprzednich produkcjach. W zamian, otrzymujemy kawałek naprawdę emocjonującego kina sensacyjnego z gęstą atmosferą osaczenia, świetnie zrealizowanymi scenami akcji oraz, co najważniejsze, z dramatem nie mieszczącym się w ramach prostej historii o zemście. Dobre kino.
Ocena 7/10

Komentarze