Ogień w sercu

 


Maud (Morfydd Clark) cokolwiek by nie czyniła robi to zawsze przekraczając granice. Dla niej istnieje tylko czerń lub biel, dobro lub zło, ból lub rozkosz. Nie ma niczego pośrodku, nie ma szarości. Co więcej, nie ma subiektywizmu postrzegania świata, bo jest tylko jedna słuszna racja – jej racja. Jeżeli Maud się łajdaczy, to tak do końca, bez ograniczeń, by dotknąć dna. Jeżeli się nawraca, to od razu na świętą, na wojowniczkę i męczennicę, mającą za zadanie zbawić siebie i świat. Taka już jest Maud, cóż począć, nie jej wina.

W Saint Maud (2019) Rose Glass w sugestywny i zarazem ekstremalny sposób mówi nam nie tyle o fanatyzmie religijnym, co bardziej o subiektywizmie postrzegania świata, o jego autokreacji. Maud widzi, to co chce zobaczyć, a my, jako widzowie, jesteśmy tego świadkami. Pierwszoosobowa narracja usuwa wszelkie inne punkty widzenia, tym dobitniej ukazując dramat jednostki. Jakbyśmy siedzieli wewnątrz czyjegoś umysłu i przejmowali jego sposób patrzenia na świat.

Morfydd Clark, grająca główną rolę, w wyważony i jakże skuteczny sposób pokazuje emocje bohaterki. Początkowo poznajemy ją jako pełną cnót kobiecych (by nie pisać niewieścich;) pielęgniarkę zajmującą się opieką nad ciężko chorymi pacjentami. Nie mamy żadnych przesłanek, by sądzić, że Maud mogła wcześniej być zupełnie kimś innym. Przecież to taka święta osoba. Jednak bohaterka wątpi, a gdy przekroczy kolejną granicę (uderzenie pacjenta) następuje załamanie. W jednej chwili zmienia sposób patrzenia na świat i przechodzi od świętości do rozpusty. To, w jaki sposób przedstawione to zostało aktorsko, zasługuje na słowa szczególnego uznania.

Środki filmowego wyrazu w Saint Maud kierują nas w stronę horroru. Nie bądźmy jednak naiwni. Nowy film Rose Glass wymyka się prostym klasyfikacjom i nakazuje nam popatrzeć na problem z szerszej perspektywy. To mogłaby być opowieść o jakiejkolwiek innej osobie zajmującej się zupełnie przypadkowymi rzeczami. Twórcy opisując świat Maud jako bańkę, w której bohaterka egzystuje nie wpuszczając nikogo z zewnątrz, mówią niejako o nas samych. Opowiadają historię ludzi, którzy brną przez życie zawsze sami, zanurzeni we własnym, subiektywnym (bo nie ma innego) postrzeganiu świata.

Komentarze