Na gorąco: Kolej Podziemna (The Underground Railroad) 2021r.

 


W istocie pisząc, że Kolej Podziemna, to dzieło nietuzinkowe, to jakby nic nie napisać. Nie powinno się go porównywać z innymi serialami, bo on nie jest jak inne seriale. To coś zupełnie wyjątkowego. Dziesięcioodcinkowy miniserial Barry Jenkinsa, to doznanie ze wszech miar estetyczne, duchowe, ale również moralne i poznawcze. Coś takiego, przy czym bledną wszystkie słowa. Dzieło, które jest urzeczywistnieniem istoty kina, czyli historią opowiedzianą obrazem. Mamy alegorię, symbolikę i historię nadającą się do szerokiej interpretacji.

Na samym początku porażeni jesteśmy przepięknymi zdjęciami Ameryki Północnej XIX wieku. Kompozycja i wygląd poszczególnych kadrów, to istne dzieła sztuki. Do tego dodajmy nastrojową, przepełnioną smutkiem muzykę i mamy formalnie dzieło zjawiskowe. Jednak za tą piękną formą kryje się na wskroś przygnębiająca historia, która prawie w całości skupia się na losach młodej dziewczyny imieniem Cora (Thuso Mbedu). Bohaterka decyduje się na ucieczkę z plantacji bawełny, na której jest niewolnicą. Podąża śladami matki, która przed laty, jak wszyscy twierdzą, udanie zrzuciła pętające ją okowy (czy tak rzeczywiście się stało widz dowie się w finale).

Prezentowaną opowieść nie ogląda się standardowo (choć można) – a raczej się ją odczuwa. Polaków, sprawy niewolnictwa nigdy nie dotyczyły bezpośrednio i z tego powodu łatwiej nam obserwować to, co dzieje się na ekranie. Historia może i zatrważa, ale aż tak bardzo nas nie boli (jak zapewne amerykanów). Z tego również powodu nigdy nie będzie nam dane tego problemu do końca zrozumieć.

Siłą obrazu Jenkinsa jest bijąca z niego szczerość. Twórca nie tyle wskazuje palcem na winnego, a bardziej rzuca oskarżenia. Oskarżenia, które skierowane są w stronę białych, ale nie tylko. Ważny jest kontekst, a jeszcze ważniejsze są osobiste, subiektywne przyczyny. Trudno jest walczyć z wieloletnimi przyzwyczajeniami, mającymi swoje korzenie w ideologii oraz religii. Najłatwiej byłoby powiedzieć, że ta uciekająca kobieta, to zawsze ta dobra, a ten ścigający ją mężczyzna, to ten zły. Niestety, nigdy nie jest tak łatwo. Wszyscy uwikłani są w sytuacje, które ciężko jest jednoznacznie ocenić. Nie jest to bynajmniej żadne usprawiedliwienie, ponieważ zło pozostaje złem. Wina jednak rozpościera się na wiele osób, kierujących się w swoim postępowaniu różnymi pobudkami, dlatego tak trudno jest z tym złem walczyć (do dzisiejszego dnia zresztą).

Osobiście całym serialem jestem urzeczony. Nigdy bym nie przypuszczał, że tak abstrakcyjny temat jak niewolnictwo wzbudzi we mnie, aż tyle najróżniejszych emocji. Nie mogę napisać, że wszystko zrozumiałem, ale w takim filmie nie o to chodzi. Jego się bardziej odczuwa niżeli rozumie. Z przyjemnością podążałem za Corą uczestnicząc w jej żmudnej, skazanej praktycznie od samego początku na niepowodzenie, walce o własną godność. Natomiast z dotkliwym bólem serca obserwowałem jak próbujący stać się wartościowym człowiekiem młody mężczyzna, poszukujący sensu w życiu, zostaje łowcą niewolników, poddając się idei, która z czasem wyniszczy go od środka.

Ocena 9/10 – Arcydzieło!

Komentarze