Pogrążając się w Euforii

 

 

Dawno w żadnym serialu nie widziałem tak udanej harmonii pomiędzy grą aktorską, fabułą, obrazem oraz muzyką. Nietrudno uwierzyć, że za najistotniejszą część realizacji serialu (scenariusz, reżyseria, produkcja) odpowiada tylko jeden człowiek: Sam Levinson. Jego wizja jest spójna i nienaznaczona widmem tysięcy poprawek innych scenarzystów. Nie oznacza to, że serial, jako historia, zrobiony został przez jednego człowieka. Skąd Levinson miałby posiadać aż tak dużą wiedzę o współczesnych nastolatkach? No właśnie, od nich samych. Czytałem, że konsultował konkretne sytuacje z młodymi aktorami, dzięki temu reżyser opowiada o bohaterach z uczuciem, ale, i co ważniejsze, ze zrozumieniem, a to nadaje serialowi posmak prawdziwości.

Nie chodzi tutaj jednak o prawdziwość dokumentalisty, bo większość sytuacji jest zmyślona i do pewnego stopnia przerysowana - to wydaje się jasne. Czuć jednak, że grający w serialu młodzi aktorzy odgrywają jakieś cząstki samych siebie. Większe lub mniejsze, to nie ma znaczenia. Istotna jest ta emanacja prawdy - paradoksalnie można ją nazwać fikcyjną, bo zawsze do jakiegoś stopnia wymyśloną. Twórcy starają się (bardzo udanie) nie powielać klisz, pozbywając się ich na rzecz normalności. Oczywiście, można się krzywić czytając słowo "normalność" w stosunku do serialu Euforia (Euphoria, 2019 - ) ponieważ to, co obserwujemy na ekranie, jest wyolbrzymione do granic możliwości. Więcej nawet. Twórcy przejaskrawiają wszystko celowo. Dzięki temu zabiegowi otrzymujemy mozaikę oryginalnych bohaterów z niewyobrażalnie dużą liczbą problemów. Zabieg często stosowany, jednak nie zawsze z tak udanym skutkiem, bo bardzo łatwo przeszarżować i poprzez intensywność, zamiast wiarygodności, popaść w groteskę.

Wyjątkowo dobrze ukazana została samotność osób (pomimo otaczającego tłumu). Młodzi ludzie pozostawieni są ze swoimi problemami samym sobie. Z jednej strony nie mogą liczyć na rówieśników, bo każdy z nich ma swój, pełen własnych problemów, odrębny świat. Z drugiej strony na własnych rodziców liczyć tym bardziej nie mogą, bo oni sami zmagają się z kłopotami, które niejednokrotnie są ostatecznie powodem problemów dzieci.

Trzon opowieści w Euforii stanowią bohaterowie. Postacie zostały tak stworzone, by z jednej strony nie było żadnego powtarzającego się bohatera, z drugiej jednak, by nie wyglądało to na zabieg celowy. Ma się wrażenie obcowania z przekrojem wszystkich osobowości młodych ludzi. Postacie fascynują, a co najważniejsze - intrygują do tego stopnia, by z niecierpliwością wyczekiwać na ich kolejne pojawienie się na ekranie. Wszyscy są jacyś, niepowtarzalni i prawdziwi.

Pierwszy sezon przedstawia wszystkich bohaterów. Narratorką i postacią wiodącą w całym serialu jest Rue (Zendaya). Nastolatka po śmierci ojca, wychowywana jest jedynie przez matkę. Bohaterka zmaga się z problemem uzależnienia od narkotyków. Jako widzowie z iście wiwisekcyjną dokładnością obserwujemy jej upadek jako narkomanki oraz próbę podniesienia się z dna. Swoją drogą, fascynujące jest, jak twórcy jeden z odcinków (5) drugiego sezonu, traktujący właśnie o porażce bohaterki, potrafili przekuć w tak emocjonujący i trzymający w iście sensacyjnym napięciu epizod (ucieczka przed policją i z domu dilerki narkotyków).

W drugim sezonie uwaga twórców skierowana zostaje w stronę konkretnych osób kosztem innych. Przykładowo, znacznie mniej na ekranie zobaczymy Jules (Hunter Schafer), która w pierwszym sezonie była obok Rue najistotniejszą postacią. To nadal ważna osoba, ale zauważalnie (w stosunku do sezonu pierwszego) odstawiona na boczny tor opowieści. Jules, to jednak jeszcze nic, bo twórcy prawie całkowicie wycinają, rozwijane mocno w pierwszym sezonie, postacie Chrisa (Algee Smith) i, co szczególnie widoczne, Kat (Barbie Ferreira). Wydaje się to jednak nie tyle wynikiem zaniedbania, a bardziej naturalnego rozwoju opowiadanej historii. Wcale to nie znaczy, że ci bohaterowie nie powrócą w większych rolach w zapowiedzianym już trzecim sezonie serialu. Natomiast bezapelacyjnie pierwsze skrzypce w drugim sezonie gra Nate (Jacob Elordi) i Cassie (Sydney Sweeney). Bardzo mnie to cieszy, ponieważ są to najbardziej fascynujący psychologicznie bohaterowie w serialu.

Nate to piekielnie inteligentny i przebiegły gwiazdor szkolnej drużyny futbolowej. Nastolatek o przytłumionych uczuciach tworzy związek przemocowy z jedną z cheerleaderek. Obraz kontaktów seksualnych czerpie z nagrań swojego ojca, który potajemnie spotyka się z młodymi (często nieletnimi) osobami, by uprawiać oparty na zasadach poddaństwa brutalny seks. Nate nie jest w stanie poradzić sobie ze swoim wstydem wynikającym z ukrytej fascynacji tym, co na tych nagraniach widzi (oraz z tym, jakiej ostatecznie on sam jest orientacji). Nastolatek wszystkie traumy skrzętnie w sobie tłamsi, a przemocą i manipulowaniem innymi daje upust nabytym frustracjom.

Casey to emanująca seksapilem blondynka pragnąca za wszelką cenę być kochaną (pokłosie opuszczenia przez ojca). Pożąda uczucia, którego nie rozumie myląc go z uwagą i zaślepieniem seksualnym, które wyzwala u większości mężczyzn. Często wykorzystywana potrafi zrobić wszystko, byle tylko odczuwać nawet namiastkę, choćby fałszywą, miłości.

Losy Nate’a i Casey splotą się w drugim sezonie, czyniąc z nich centralny punkt całej opowieści. Rozmiar skomplikowania charakterów i pobudek kierujących postępowaniem bohaterów tym bardziej powiększa mój szacunek do ich przekonującej gry aktorskiej. Dawno nie było mi dane w serialu młodzieżowym obserwować tak bardzo pokręconych bohaterów, którzy nie są jednowymiarowi, a poprzez ogrom swoich wad, tak mocno zjednywaliby sympatię widzów.

Oprawa audiowizualna w serialu również zasługuje na kilka oddzielnych słów. Intensywna paleta nasyconych głęboko, jaskrawych kolorów dobitnie ilustruje stany emocjonalne, w których znajdują się bohaterowie. Jako że są to nastolatkowie, wszystko jest dla nich kwestią miłości lub nienawiści, być lub nie być, życia lub śmierci. Rzeczywistość odczuwają bardzo intensywnie, na pełnych obrotach, do granic ludzkiej możliwości. Uczucia są zawsze gorące, prawie parzące, nigdy letnie. Tutaj nie ma miejsca na kompromisy, bo młodzież kompromisów nie uznaje (nie chce uznawać). Na to przyjdzie czas zdecydowanie później (jak można to zaobserwować w postaciach ich rodziców).

Co do muzyki, to na wstępie trzeba zaznaczyć i niejako ostrzec, że serial najlepiej przyswaja się z słuchawkami na uszach. Wiem, że często nadużywa się tego stwierdzenia, ale w tym wypadku jest ono jak najbardziej zasadne, ponieważ muzyka jest osobnym bohaterem tego serialu. Towarzyszy bohaterom na każdym etapie, nie tylko podkreślając charakter danej sceny, ale również ukazywanej sytuacji, odwołując się, podobnie jak to miało miejsce w przypadku kolorów, do emocji, jakie aktualnie przeżywają bohaterowie. Świetnie wypadają nawiązania do kina gatunkowego, w szczególności do musicali i kina grozy, a niekiedy wręcz do horrorów. Ma się czasem wrażenie obcowania z jednym wielkim, klimatycznym teledyskiem(świetna finałowa scena ostatniego odcinka pierwszego sezonu).

Euforia, to oryginalna opowieść o życiu współczesnej amerykańskiej młodzieży. Twórcom nie brakuje odwagi i otwartości w sposobie ukazywania problemów i pomimo że często balansują na granicy przerysowania, ostatecznie bronią się szczerością i bezkompromisowością. Polecam, dać się wciągnąć w wir historii, która opowiadając o nastolatkach, ukazuje prawdę o nas samych.

Komentarze