Na gorąco: Bullet Train (2022, reż. David Leitch)



Mam z nowym obrazem Leitcha podobny problem jaki miałem z filmem Atomic Blonde (2017) - tegoż samego reżysera. Wtedy, wydawało mi się, że oglądam kolejnego (gorszego) Johna Wicka (2014, reż. David Leitch) tylko, że na sterydach, w wypadku Bullet Train wydaje mi się, że patrzę na dokonania Guya Ritchiego, czy też Quentina Tarantino, tylko, że w bardziej upośledzonej wersji.

Ewidentnie reżyser Bullet Traina jest w tych dwóch panów wpatrzony ponieważ sposób prowadzenia narracji, wątków pobocznych i zastosowanych elementów fabularnych niemalże automatycznie przywodzą na myśl Przekręt (Snatch, 2000, reż. Guy Ritchie) i jeżeli nie Pulp Fiction (1994), to przynajmniej Jackie Brown (1997), czy doskonałego Kill Billa (Kill Bill vol. 1 i 2, 2003 i 2004), czyli filmy Quentina Tarantino.

Oczywiście mamy podobną sytuację co poprzednio. To, że Leitch próbował naśladować tych twórców, nie oznacza jeszcze, że mu się to udało. Chociaż przyznać należy, że efekt jest i tak o poziom wyższy niżeli we wspomnianym już Atomic Blonde. Cały czas ma się wrażenie oglądania napompowanego balonu, zupełnie pustego w środku, który jednak sprawdza się całkiem nieźle jako prosta rozrywka.

Ogromna w tym zasługa (chyba nawet większa niżeli w innych filmach) obsady. Zaangażowane w filmie nazwiska naprawdę imponują. Brad Pitt jest oczywiście twarzą tego tytułu, ale obok niego jest Aaron Taylor-Johnson, Hiroyuki Sanada, czy też sam Michael Shannon. Gościnnie natomiast wystąpiła: Sandra Bullock, Channing Tatum, czy Ryan Reynolds (w dosłownie kilku sekundach).

Na słowa szczególnego uznania zasługuje niesamowicie wyrazisty Aaron Taylor-Johnson, który swoją osobą przyćmił całą tę wspaniałą obsadę - łącznie z głównym bohaterem. To właśnie wykreowana przez niego postać jako pierwsza przychodzi do głowy, gdy myślimy o filmie. Charyzmatyczny, z werwą skupia na sobie całkowicie uwagę widzów - chociaż, nie będę ukrywał, że po jego występie w Zwierzętach nocy (Nocturnal Animals, 2016, reż. Tom Ford) wysunął się na czoło moich ulubionych aktorów, dlatego moja ocena może być lekko nieobiektywna;).

Oczywiście nie ma się co oszukiwać, nowy film Davida Leitcha, to jednorazowe kino akcji z gwiazdorską obsadą i nic więcej. Na szczęście nie rości sobie absolutnie żadnych pretensji, do bycia czymś ponad to. Sądzę, że gdy ktoś szuka filmu z wypełnioną masą zbiegów okoliczności historią, niewybrednym humorem  i sympatycznymi postaciami, czyli niezobowiązującej rozrywki na sobotni wieczór, to duża szansa, że Bullet Train mu się spodoba.

Komentarze