Na gorąco: Battle Through the Heavens - season 1(Dou Po Cang Qiong, 2017, sezon 1)



Rewelacyjne Biao Ren: Blades of the Guardians (2023, sezon 1) pobudziło mój apetyt i skłoniło do poszukiwań czegoś podobnego. Jako że żadna chińska tradycyjnie rysowana animacja nie przykuła mojej uwagi, mój wzrok skierowałem w stronę seriali generowanych komputerowo. Dou Po Cang Qiong, szerzej znane jako Battle Through the Heavens, zainteresowało mnie jako pierwsze. Serial przygodowy z elementami fantastyki i mocnymi akcentami wuxia, do tego wątki romantyczne i polityczne oraz specyficzny klimat dawnych chińskich filmów "kung fu". Tytuł miał w sobie wszystko czego poszukiwałem.

Początkowo, jako widzowie, wrzuceni zostajemy na głęboką wodę i trudno połapać się w zawiłościach całej historii (szczególnie w specyfice dalekowschodniej kultury). Na szczęście nie trwa to długo i już po kilku epizodach przyzwyczajamy się do bohaterów i zaczynamy odnajdywać sens w opowiadanej historii. "Mocne uderzenie" następuje w finale, który pogłębia zależności Yana z innymi bohaterami (szczególnie tymi kobiecymi).

Pierwszy sezon serialu jest zaledwie wprowadzeniem i obejmuje spór zamożnych rodów o panowanie nad rynkiem artykułów zielarskich (i nie tylko). Główny bohater, Yan Xiao, syn jednego z członków konfliktu, ma na głowie, jako dziedzic rodu, sporo problemów. Właśnie stracił swoją moc duchową wymaganą i tak bardzo pożądaną w świecie, w którym siła jest najważniejsza. Narażony na zaczepki i drwiny ze strony otoczenia próbuje zachować twarz. To również sprawia, że jego od dawna planowane, zaaranżowane małżeństwo może nie dojść do skutku.

Stawia to bohatera w wyjątkowo niekorzystnej sytuacji, gdyż posag przyszłej małżonki miał w istotny sposób wesprzeć rodzinę Yana. Jeżeli bohater nie odzyska swoich mocy, to za trzy lata straci wszystko. Na szczęście z pomocą przychodzi ukryty w pierścieniu mistrz, który podejmie się szkolenia Yana. Od tego momentu obserwować będziemy zmagania głównego bohatera ze swoimi słabościami, ale przede wszystkim z przeciwnościami, które zaserwuje mu świat zewnętrzny (czyli jak w klasycznym shonenie).

Początkowo trudno polubić głównego bohatera, bo wydaje się być typową ofiarą losu, synem bogacza, który jedyne co uskutecznia, to użalanie się nad samym sobą. Na szczęście bardzo szybko okazuje się, że skrywa w sobie coś pozytywnego (zuchwałe odzywki pokroju tej, którą rzuca na oczach wszystkich do swojej niedoszłej żony:  "(...) Czy jest coś nie tak z twoimi uszami? Rozwodzę się z tobą, zdziro!"). Kłopot miałem również z postaciami kobiecymi, które wyglądem, a jeszcze bardziej zachowaniem, były do siebie na tyle podobne, że miałem problemy z ich odróżnieniem. Tak gdzieś od połowy sezonu (od śmierci wynajętego zboczonego alchemika) zaczyna się to zmieniać, a już sam finał prezentuje się wręcz intrygująco, szczególnie za sprawą początkowo bezbarwnej Xun'er Xiao.

Najgorzej w pierwszym sezonie serialu wypada kwestia techniczna, która przywodzi na myśl średniej klasy gry komputerowe. Szczególnie widoczne jest to w animacjach twarzy bohaterów, na których z trudem malują się emocje. Da się do tego w miarę szybko przyzwyczaić, ale nie sposób tego nie zauważyć. Również w zakresie choreografii i płynności walk grafika nie powala. Za mało w tym szczegółów i epickości, jak na rasowy film wuxia. Mam jednak takie nieodparte wrażenie, że to są tylko przejściowe problemy i w kolejnych sezonach będzie już tylko lepiej.

Ocena 5/10

Komentarze