Komu nie spodoba się film Ballerina. Z uniwersum Johna Wicka (Ballerina, 2025, reż. Len Wiseman)? Na pewno tym, którzy lubią konsekwencje w opowiadanej historii. W Ballerinie pewne elementy fabuły nie zgadzają się, jeśli weźmiemy pod uwagę całe uniwersum Johna Wicka. Widzimy na przykład scenę (z drugiej części Johna Wicka), w której John zostaje wyrzucony z Ruskiej Romy - wypalanie tatuażu. Czyli - trzymając się realiów świata przedstawionego - przestaje dla tejże właśnie Ruskiej Romy istnieć. Skoro tak, to jakim cudem ta sama organizacja wysyła go, by zlikwidował tytułową Ballerinę? Trudno to sobie wytłumaczyć.
Kolejna sprawa. W filmie jest trochę (nawet sporo) nielogicznych głupotek scenariuszowych, które - biorąc pod uwagę racjonalny punkt widzenia - nie mają sensu. Wyszkolona i pracująca dla Ruskiej Romy zabójczyni ot tak odchodzi od swoich pracodawców, nie zważając na konsekwencje własnego czynu. Nikt z jej przestępczej "rodziny" jej nie ściga ani nie próbuje przywołać do porządku (poza pojedynczym telefonem z pogróżką od zawodowej "matki"). Ballerina z pewnością nie spodoba się również tym, którzy od scenariusza oczekują czegoś więcej niżeli sztampowej kalki, chociażby Nikity (La Femme Nikita, 1990, reż. Luc Besson), ze stałym motywem zemsty. Na pewno na tym filmie nie będą się również dobrze bawić widzowie oczekujący realistycznych scen akcji. Nie ten tytuł, nie ta konwencja, więc i nie ten rodzaj zabawy.
Komu natomiast Ballerina się spodoba? Na pewno ludziom, którzy pokochali serię John Wick (2014-2023). I nie wspominam o tym jedynie w kontekście gościnnego występu Keanu Reevesa. To prawda, że jego postać nadaje filmowi dodatkowej mocy - jednak stanowi tylko wisienkę na torcie. Wartością samą w sobie jest klimat i fakt, że cała opowiadana historia osadzona jest w realiach ciekawie wykreowanego świata półświatka przestępczego - zabójców na zlecenie. Fani serii także dzięki pojawiającym się znajomym postaciom pobocznym - takim jak Winston (Ian McShane), Charon (Lance Reddick) czy też Katia (Anjelica Huston) - poczują się jak w domu. Całkiem nieźle w konwencję wpisują się również nowi bohaterowie, na czele z Danielem Pine’em w interpretacji Normana Reedusa, znanego z roli Daryla Dixona z najbardziej popularnego serialu o żywych trupach (The Walking Dead, 2010-2022).
Prawdziwą wartością Balleriny jest główna bohaterka, i wyśmienicie zrealizowane sceny akcji z jej udziałem. Przyrównać je można do baletu, który jest przecież oficjalną, zawodową przykrywką (stąd tytuł) głównej bohaterki. Ana de Armas, odtwarzająca rolę Eve, z niesamowitą gracją porusza się między przeciwnikami - raz za razem odbijając się od nich i nierzadko przyjmując na siebie porządne cięgi. Wymyślność choreografii walk ociera się o groteskę, szczególnie w finale, gdy bohaterowie staczają pojedynek na miotacze ognia. Pomimo całej nierealności walk, wpisującej się w konwencję serii, podoba mi się, że twórcy nie próbują przekonać widza, iż kobieta jest równa mężczyźnie. Główna bohaterka, o widocznie filigranowej budowie, tylko podstępem i wymyślnymi sposobami jest w stanie sprostać męskiej części (czyli większości) przeciwników. Ale w tym przecież drzemie siła płci pięknej.
Osobiście, jako wielki fan serii John Wick, na Ballerinie bawiłem się wyśmienicie. Wyrazistość głównej bohaterki, budzące sympatię postacie drugoplanowe, odjechane choreografie walk oraz specyficzny klimat sprawiają, że zapomina się o drobnych fabularnych potknięciach. Chciałbym zobaczyć kolejny, podobny film, ale tym razem już z dłuższym udziałem głównego bohatera serii. "John Wick i Ballerina ratują świat" - toby mogło się udać.





Komentarze
Prześlij komentarz