Wszyscy jesteśmy Obcy


Dobrze się dzieje w państwie duńskim - parafrazując słowa klasyka. Całkiem niedawno otrzymaliśmy odświeżający film kinowy Obcy: Romulus (Alien: Romulus, 2024, reż. Fede Álvarez), a w tym roku, na małym ekranie, niespodziewanie pojawił się jeszcze lepszy serial Obcy: Ziemia (Alien: Earth, 2025). Przez ostatnie lata kinowa franczyza "Aliena" zaczęła zjadać swój ogon. Działo się tak z powodu zbyt mocnego przywiązania twórców do ksenomorfa i do budowania fabuły wyłącznie wokół jego postaci. Coraz intensywniejsze wgłębianie się w jego historię nie przyniosło ostatecznie serii niczego interesującego.

Z tego powodu twórcy serialu Obcy: Ziemia postanowili zmienić taktykę i stworzyli świat, w którym nasz ulubiony pasożyt jest tylko jednym z wielu obcych. Prosty zabieg, a okazał się strzałem w dziesiątkę. W ten oto sposób otrzymujemy opowieść o świecie rządzonym przez ogromne korporacje, które dla zysków (bo dlaczegóż by innego?) chcą sięgnąć po nieznane gatunki. Władza, którą dzierżą w rękach, jest tak wielka, że przekracza nawet przestrzeń kosmosu. Sądzą, że dzięki pieniądzom mogą pozwolić sobie na wszystko, jednak - zgodnie ze słowami mędrca - przed upadkiem zawsze kroczy pycha.

Twórcy serialu zderzają ludzi z nieznanymi gatunkami z kosmosu, a z tego mogą wyniknąć jedynie problemy. Co więcej, tytułowych obcych w serialu jest więcej - i to także na skutek bezpośrednich działań człowieka. Takim obcym jest również główna postać serialu, czyli Wendy (Sydney Chandler) - dziewczyna, której jaźń przeszczepiono do ciała syntetyka. Do jakiego stopnia jest ona człowiekiem? Do jakiego - czymś (kimś?) innym? Jeżeli jest człowiekiem, to czy tą samą osobą, a jeżeli nie - to kim? Czy fakt, że potrafi nauczyć się porozumiewania z ksenomorfem, sprawia, że ją również należałoby traktować jak obcego?

Ogromną siłą serialu są bohaterowie. Można napisać, że serial opowiadany jest poprzez historie poszczególnych osób, a każdy widz może znaleźć dla siebie kogoś interesującego. Moje serce skradły dwie postacie (co nie oznacza, że pozostali bohaterowie są mało interesujący). Pierwszą z nich jest cyborg Kirsh (Timothy Olyphant). Tym, co od początku rzuca się w oczy, jest pierwszorzędna gra aktorska. Olyphant błyszczy, tworząc na ekranie swoją życiową kreację. Jego wersja cyborga jest ekspresyjnie zimna, w zachowaniu wyrachowana, a przez to dogłębnie ludzka. Jest nieprzewidywalny, a w realizacji własnych zamierzeń motywuje go głęboki uraz względem ludzi, którzy traktują go jako urządzenie gorszego sortu. Czy w maszynie może wytworzyć się poczucie krzywdy? Przekonacie się po seansie. Wyśmienicie napisana, niejednoznaczna postać.

Drugą postacią, która zdecydowanie zapada w pamięć, jest wspomniana już główna bohaterka Wendy - nieuleczalnie chore dziecko, którego świadomość (jak pięciorga innych dzieci) przeniesiono do syntetycznego ciała dorosłej osoby. Pamięć o bracie sprawia, że Wendy bezwiednie zaczyna rozwijać umiejętności, o których istnieniu nie mieli pojęcia nawet naukowcy odpowiedzialni za jej stworzenie (nauczenie się "języka" ksenomorfa). W taki oto sposób powstaje nowy twór - ni to człowiek, ni maszyna. Wykreowana przez Sydney Chandler postać charyzmą dorównuje samej - uwaga, bluźnierstwo - Sigourney Weaver. Bohaterka stanowi zagadkę dla wszystkich, również dla niej samej.

Twórcy serialu Obcy: Ziemia w dosadny sposób pokazują autodestrukcyjne zapędy gatunku ludzkiego. Człowiek potrafił stworzyć coś doskonalszego od siebie, jednak zaślepiony pychą nie umie ukształtować tej istoty we właściwy - przyjazny dla siebie - sposób. Pogarda, z jaką Boy Kavalier, czyli "Piotruś Pan" (Samuel Blenkin), zwraca się do "swojej własności" - jak nazywa całą szóstkę syntetycznych dzieci z przeszczepioną jaźnią - będzie początkiem jego upadku. Nie może opuścić mnie wrażenie, że wszystko w serialu mogłoby potoczyć się inaczej, gdyby "dzieci" traktowane były nie jako "rzeczy", lecz jako "istoty żywe". Nawet ksenomorf nie stanowiłby zagrożenia, gdyby kontrolowała go Wendy. Jak jednak pokazuje historia ludzkości, człowiek zawsze sam zgotuje sobie swój smutny los.

Podoba mi się, że mimo świeżych pomysłów twórcy serialu mają ogromny szacunek do klasycznego świata Aliena. Przejawia się to zarówno w fabularnych nawiązaniach - cyborg Kirsh odwołujący się do postaci Bishopa (Lance Henriksen) z filmu Obcy - decydujące starcie (Aliens, 1986, reż. James Cameron) - jak i w rozwiązaniach formalnych, gdzie piąty odcinek jest ewidentnie wzorowany na pierwszych odsłonach kinowego Obcego. Z całego serialu czuć radość z tworzenia, która udziela się widzom, wprawiając ich w stan ekscytacji, podsycanej dodatkowo niedomkniętą końcówką. Miejmy nadzieję, że kontynuacja pojawi się niedługo i sprosta pokładanym oczekiwaniom.

Komentarze