Podsumowanie filmowe A.D. 2013



Film roku:

The Living End – reż. Gregg Araki

Dziki i chropowaty, jak tylko potrafią być filmy debiutantów. Szorstkość debiutu, to jednak nie wszystko. Aby "ulepić" wyjątkowy obraz musi za tym przedsięwzięciem stać twórcza osobowość, w tym przypadku wielce utalentowanego Gregga Araki. Brawurowy film "krzyku" pokolenia AIDS, posiadający jednak uniwersalną wymowę (bunt przeciw panującym strukturom społecznym) wspartą doskonale dobraną stroną formalną (niespotykane rozwiązania montażowe i narracyjne), którą reżyser będzie rozwijać w swoich kolejnych filmach (szczególnie w trylogii: "Totally F***ed Up", "The Doom Generation" i "Nowhere"). Araki bezsprzecznie trafia do grona moich ulubionych reżyserów.



Moja ubiegłoroczna złota dycha (a nawet jedenastka:)

Stoker – reż. Chan-wook Park


Bałem się tego filmu ponieważ niestety, jak to często w dzisiejszym kinie bywa, "transfuzja" reżyserów z różnych części świata na grunt Hollywoodu, na ogół kończy się niepowodzeniem. W tym przypadku Park wychodzi z tego "transferu" obronną ręką. Widzowie jego nowego filmu mają okazję obcować z niesamowicie "filmową" ucztą.  Forma, forma i jeszcze raz forma, ale o dziwo i nie tylko. Opinie, że scenariusz sięgnął dna można wsadzić pomiędzy bajki. Jest to ciekawa i hipnotyzująca opowieść o fascynacji ciemną stroną ludzkiej osobowości. Film do wielokrotnego użytku.




Tylko Bóg wybacza (Only God Forgives) – reż. Nicolas Winding Refn

http://zaslepieniobrazem.blogspot.com/2013/06/zmysowa-uczta.html





















Spring Breakers – reż. Harmony Korine




W tym filmie jest wszystko: od stylizacji na kolorowy teledysk, przez autotematyczną rozprawę na temat roli współczesnego kina (rzecz jasna, popularnego), poprzez obserwację społeczeństwa i jego fascynacji idolami popkultury. Z filmu emanuje magnetyzm (wizualne piękno), którym reżyser próbuje zatrzeć granicę pomiędzy kulturą popularną, a tą tak zwaną "wysoką". Korine ponownie uderza w społeczeństwo (jak w swoich poprzednich filmach), ale tym razem używa do tego narzędzi przez to społeczeństwo ulubionych, czyli stylistyki mainstreamu. Ponadto, po tym filmie James Franco już nie budzi mojej niechęci, a wręcz przeciwnie.





Pieta (Pi-e-ta) – reż. Ki-duk Kim




Ciekaw jestem co do powiedzenia mają wszyscy ci, którzy po obejrzeniu wcześniejszej produkcji reżysera (Arirang), wróżyli rychły koniec jemu i jego twórczości. W nowym filmie Koreańczyk skupia się ponownie na ulubionych przez siebie tematach: seksualności, tabu, wzajemnej zależności czy ciemnej strony duszy człowieka. Robi to jednak z zaskakującą świeżością, jak na reżysera, który eksploatuje te tematy praktycznie od początku swojej kariery. Dodać należy do tego rewelacyjny plakat. 







Niebo na ziemi (Heaven on Earth) – reż. Deepa Mehta




Nie sądziłem, że film o społeczeństwie, w którym przemoc wobec kobiet uwarunkowana jest kulturowo i wiąże się z tradycją kraju, może zostać tak ciekawie pokazany przy pomocy środków filmowego wyrazu. Ogromna w tym zasługa osoby pani reżyser i jej wrażliwości, którą prezentuje we wszystkich swoich dziełach. Wielopłaszczyznowa, zapadająca w pamięć (bynajmniej nie z powodu rzeczonej przemocy) opowieść o niemożności uwolnienia się z pętających nas kajdan. Film, o dziwo, nie jest przepełniony tą specyficzną atmosferą beznadziejności, tak charakterystyczną dla produkcji o podobnej tematyce.




Gliniarz (The Guard) – reż. John Michael McDonagh





Od zawsze lubiłem zabawy z konwencją. Tutaj dodatkowo wsparte to jest świetnym aktorstwem, najeżonymi sarkazmem (co szczególnie lubię) gagami, a na dokładkę film posiada jedno z piękniejszych wyznań miłosnych (dialog pomiędzy postaciami: Sierżantem Gerrym Boyle a Gabrielą McBride, przed finałową akcją), jakie ostatnio widziałem w kinie.








Posępna noc (Pa-soo-ggoon) – reż. Sung-Hyun Yoon





Zupełnie nieszablonowa opowieść o samotności i braku umiejętności (i chęci) porozumienia się z drugim człowiekiem. Podczas oglądania widz, raz za razem, zaskakiwany jest niestereotypowym podejściem do prezentowanych relacji międzyludzkich. Dodatkowy atut stanowi wyrazista, zapadająca w pamięć, kreacja aktorska Je-hoon Lee.








Raj: wiara (Paradies Glaube) – reż. Ulrich Seidl




W dosadny sposób film ukazuje miejsce kobiety we współczesnym świecie (i nie tylko to). Pomimo wszystkich "walk" o równouprawnienie, rola córki, żony czy matki (bo tylko takie role przewiduje się dla "porządnej" kobiety) pozostaje praktycznie niezmienna - służenie mężczyźnie. Wyrasta to z tradycji, która  kultywowana jest z pokolenia na pokolenie. Nie sposób wyrwać się spod schematu, bo nawet gdy odwołamy się do absolutu, to jest to istota płci męskiej, która także musi w końcu kobietę zawieść/opuścić/pozostawić niezrozumianą. Film próbuje opowiedzieć to z punktu widzenia kobiety, która sama (nieświadomie) zawiązuje sobie pęta męskich zależności.





Livide – reż. Alexandre Bustillo, Julien Maury





Swoista "baśń" filmowa, ale niech to nikogo nie zwiedzie. Twórcy mocnego "Najścia" zaskoczą i zadowolą nawet najbardziej marudnych (kogo ja chce oszukać?;) Alexandre Bustillo i Julien Maury rzadko wypuszczają filmy spod swojej ręki, ale jak to już zrobią, to czapki z głów!










Anna Karenina – reż. Joe Wright




Przed seansem oskarżyłem, osądziłem i wydałem wyrok skazujący na ten film. Nie da się przecież tego, co zawarł Tołstoj na kartach powieści, przełożyć na język filmu... Okazuje się jednak, że to nieprawda. Trzeba tylko (aż!) mieć na to swój własny pomysł, a książkę potraktować jedynie jako punkt wyjścia. Film ten, to namacalny przykład udanego zastosowania środków filmowych w celu zaadoptowania języka literatury na grunt kina. Efekt jest zadziwiająco dobry, ale najważniejsze jest to, że obraz nie próbuje być tym, czym być nie może – książką.








A ranking zamyka swoista wisienka na torcie;)

Bounty Killer – reż. Henry Saine
Zaskoczenie roku 2013. Udany powrót, lub wypadałoby napisać nawiązanie, do kina spod znaku exploitation movie. Kuriozalny scenariusz, kiepskie dialogi, eksponowanie erotyki (główna bohaterka) i przemocy oraz niskich lotów humor (całkiem zabawny). Czy z takiej swoistej mieszanki może wyjść produkt w jakimkolwiek aspekcie dla widza interesujący? Okazuje się, że jak najbardziej tak! Wszystkie powyższe, na pozór negatywne, składniki ujęte są w filmie w duży nawias autoironii, która zmienia ich ostateczny wydźwięk. Tam nic nie jest ukazane na poważnie, a twórcy doskonale bawią się konwencją, którą dla siebie obrali. Widz ochoczo dołącza do tej zabawy, czerpiąc z niej maksimum przyjemności. Jest to, co prawda, zabawa i przyjemność prymitywna, ale zdaje się ona nie odstawać zbytnio, od tej dostarczanej przez zdecydowaną większość dzisiejszych "pierwszoligowych" mainstreamów. Ja osobiście z chęcią pokuszę się o cześć drugą – jeżeli takowa powstanie;)



Dodatkowo byłem pod ogromnym wrażeniem:



La Casa Muda – reż. Gustavo Hernández





Gdy ktoś widział tylko amerykański remake tego filmu, to śmiem twierdzić, że nic nie widział. Oryginał jest udanym przykładem zastosowania środków filmowego wyrazu, w celu oddania stanu wewnętrznych przeżyć bohaterki. Ten obraz, to kolejny argument na poparcie tezy, że nie budżet, a pomysł ma decydujące znaczenie w kształtowaniu dzieła.









Pustka (In a Lonely Place) – reż. Nicholas Ray





Ten film traktowany jest przeze mnie w sposób szczególny z kilku powodów. Po pierwsze i najważniejsze, to dzięki niemu poznałem i momentalnie zakochałem się w Glorii Grahame i w postaci przez nią graną. Po wtóre, świetna historia wsparta rewelacyjnymi wręcz (ja wiem, że to tylko epitety ale to trzeba usłyszeć) dialogami. Pełnię szczęścia zapewnia pierwszoplanowa postać męska, grana brawurowo i niejednowymiarowo, przez Bogarta. Filmowa perełka!







Wnętrza (Interiors) – reż. Woody Allen






Aż przyjemnie patrzeć jak twórca komedyjek z niskich lotów dowcipami ("Bananowy czubek") ewoluuje na reżysera wnikliwie zgłębiającego tajniki ludzkiej duszy. Allenowi paradoksalnie najlepiej wychodzą nie jego autorskie filmy, a te inspirowane dziełami (lub osobą) innych wielkich osobistości kina (w tym przypadku Ingmara Bergmana).








Podglądacz (Peeping Tom) – reż. Michael Powell

http://zaslepieniobrazem.blogspot.com/2013/05/pograzeni-w-obrazach.html






Ponadto zdecydowanie było warto: 

Seks, kłamstwa i kasety wideo (Sex, Lies, and Videotape) – reż. Steven Soderbergh
Harmonie Werckmeistera (Werckmeister harmóniák) – reż. Béla Tarr
Django (Django Unchained) – reż. Quentin Tarantino
Znaki dymne (Smoke Signals) – reż. Chris Eyre
W pogoni za Amy (Chasing Amy) – reż. Kevin Smith
The Innkeepers – reż. Ti West
Biała noc (Nuit blanche) – reż. Frédéric Jardin
Cani arrabbiati – reż. Lamberto Bava, Mario Bava
Przyjaciel do końca świata (Seeking a Friend for the End of the World) –reż. Lorene Scafaria
Mieć i nie mieć (To Have and Have Not) – reż. Howard Hawks
Wielki sen (The Big Sleep) – reż. Howard Hawks
Krzyżowy ogień (Crossfire) – reż. Edward Dmytryk
Maniac – reż. Franck Khalfoun
Vinyan – reż. Fabrice Du Welz
Martwy czas: Kala (Dead Time: Kala) – reż. Joko Anwar
Zły dotyk (Mysterious Skin) – reż. Gregg Araki
Snowtown – reż. Justin Kurzel
Autostop (Autostop rosso sangue) – reż. Pasquale Festa Campanile
Boryoku gai – reż. Hideo Gosha
Yuke yuke nidome no shojo – reż. Kōji Wakamatsu
Hitokiri – reż. Hideo Gosha
Bushido - saga o samurajach (Bushidô zankoku monogatari) – reż. Tadashi Imai
W ciemność. Star Trek (Star Trek Into Darkness) – reż. J.J. Abrams
Wampir (Vampire) – reż. Shunji Iwai
Seks nocy letniej (A Midsummer Night's Sex Comedy) – reż. Woody Allen
Labirynt (Labyrinth) – reż. Jim Henson
Riddick – reż. David Twohy
Czterdzieści rewolwerów (Forty Guns) – reż. Samuel Fuller
Pośród ciemności (Entre tinieblas) – reż. Pedro Almodóvar
Volver – reż. Pedro Almodóvar


Serial(e):



















                         Justified                                                                                              Breaking Bad



Krótki metraż:

Merry Little Christmas – reż. Manuel Marin







Dziki, sugestywny, walący po bebechach, świeży powiew na firmamencie horroru "zaangażowanego" - że się tak niezdarnie wyrażę. Dla zainteresowanych podaję link (ostrzegam jednak, że film jest "mocny"): http://www.youtube.com/watch?v=9jyRnZGmI5w&feature=youtu.be










Drżące trąby – reż. Natalia Brożyńska

Na plan pierwszy tej polskiej krótkometrażówki wysuwa się osoba narratora (i zarazem twórcy). Sposób w jaki mówi i to, co mówi, sprawiają, że albo się tego nie może zdzierżyć, albo (jak w moim przypadku) zachłystujemy się tym z ogromnym uśmiechem sympatii, raz za zarazem, na nowo wracając do seansu. Dla zainteresowanych podaję link: http://www.youtube.com/watch?v=P4GslIO-J-A




Najgorszy film roku:


Ted – reż. Seth MacFarlane






Największe rozczarowanie roku. "Klozetowy" humor zaprezentowany bez jakiegokolwiek polotu. Kiepski film telewizyjny przeniesiony do kina. To co się udaje Sethowi MacFarlane, do pewnego stopnia, na małym ekranie (Family Guy), zupełnie nie sprawdza się w kinie, uwydatniając co najwyżej jego cechy marnego "szkolnego" szydercy.









Ponadto nie było warto:

To już jest koniec (This is the end) – reż. Evan Goldberg, Seth Rogen
Mroczne przejście (Dark Passage) – reż. Delmer Daves
Dom (Hausu) – reż. Nobuhiko Ohbayashi
Kula w łeb (Bullet to the Head) – reż. Walter Hill
Szklana pułapka 5 (A Good Day to Die Hard) – reż. John Moore
The Lords of Salem – reż. Rob Zombie
Iluzja (Now You See Me) – reż. Louis Leterrier
Bananowy czubek (Bananas) – reż Woody Allen
Śmierć w Tombstone (Dead in Tombstone) – reż. Roel Reiné
Wyspa strachu (Fear island) – reż. Michael Storey
Krwawe wzgórza (The Hills Run Red) – reż. Dave Parker
Kruk. Zagadka zbrodni (The Raven) – reż. James McTeigue
Ostatni dom po lewej (The Last House on the Left) – reż. Wes Craven
Elizjum (Elysium) – reż. Neill Blomkamp
Umrzeć przed świtem (Dead Before Dawn 3D) – reż. April Mullen
Stitches – reż. Conor McMahon
Ścigana (Haywire) – reż. Steven Soderbergh
Operacja Piorun (Thunderball) – reż. Terence Young
Śnieżka (Blancanieves) – reż. Pablo Berger
Detektyw nocnych koszmarów (Akumu tantei) – reż. Shinya Tsukamoto
Agenci (2 guns) – reż. Baltasar Kormákur

Komentarze

  1. Absolutnie nie zgadzam się z wyborami na najgorszy film roku. Ponadto nie było warto również pozwolę sobie zakwestionować parę tytułów. Jednak co widz to gust, i dobrze :)

    "Stoker" jak najbardziej na tak.


    O niektórych tytułach nawet nie słyszałem, dzięki więc za zwrócenie uwagi.
    Dopiero trafiłem na tego bloga. Bardzo fajna zgrabna forma. Szkoda że wpisów mało.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa na temat mojego bloga:)

      Co do częstotliwości wpisów, to mam mocne postanowienie w tym roku się w tej kwestii poprawić;)

      Usuń

Prześlij komentarz